niedziela, 27 października 2013

Ewa Bagłaj -Broszka





Tytuł: Broszka
Tytuł oryginału: -
Autorka: Ewa Bałgaj
Ilość stron: 280
Wydawnictwo: Świat książki








A coś w głowie powtarzało mi  ''wyjdziesz od dentysty to sama po książkę pójdziesz'' ." No ale skoro już tak nalega..."- to właśnie tego cieniutkiego głosiku posłuchałam. Zaryzykowałam ten jeden jedyny raz... no i tak jakoś wyszło, że mama za mnie do biblioteki poszła. Aż było mi wstyd, że z taką niechęcią podeszłam do tej książki. Nie jest ona jakaś zachwycająca ale i tak wypadła lepiej niż myślałam .

Akcja dzieje się na wschodzie Polski , a dokładniej w Kostomłotach (102 km ode mnie ;D) Broszka to imię, a tak właściwie przezwisko głównej bohaterki, bo jej prawdziwe imię to B r o n i s ł a w a . Uczy się w Warszawie jednak wakacje spędza u dziadków. Tam właśnie w stajni Wujka poznaje Filipa - swojego chłopaka. Pewnej nocy ginie  bardzo  ważna dla właściciela klacz , mająca wziąć udział w czempionacie. Broszka na własna rękę rozpoczyna poszukiwania. Jednak Filip zaczyna zachowywać się jakby coś ukrywał, co odciąga ją tej sprawy. Dziewczynę czeka wiele niespodzianek.

Jakieś romanse, uczucia i sporo innego szajsu. Po prostu książka nie trafiła w mój gust . Chociaż sposób w jaki autorka opisała losy Broszki jest lekki i ciekawy, treść po prostu mnie nie przekonała. Dopiero pod koniec ukazał się temat, który chociaż w minimalnym stopniu przykuł moją uwagę (nielegalne interesy,
przemyt i prawdziwe oblicze Świrusa). Autorka niezbyt ładnie wykreowała postacie, ale nie wszystkie! Ania, która maluje płoty u Wujka by spełnić swoje marzenia o rasowym koniu, jej zawziętość, zdecydowanie - właśnie do niej poczułam największą sympatie. Z tego co słyszałam istnieje kontynuacja przygód Broszki w książce pt." Dublerka ", a także w wydanej w tym roku "Prymusce", miejmy nadzieje, że nie będą gorsze od poprzedniczki. Jednak ja nie zamierzam po nie sięgnąć.

Coś podkusiło mnie by poczytać trochę o pani Bagłaj , jej publikacje pojawiały się m.in. w "Słowie Podlasia", "Koniu Polskim", czy " Dzienniku Wschodnim". Po sposobie w jaki  pisze  można się spodziewać naprawdę ciekawych artykułów, ale nie wiem , nie czytałam , lecz jeśli nadarzy się okazja nie przegapię. Choć osobiście uważam tę książkę za kolejny badziew dla nastolatek z pewnością odnalazł sporo zwolenników i będzie znajdować ich dalej. Nie zniechęcajcie się więc moją negatywną opinią i czytajcie jeśli lubujecie się w tego typu lekturze.


Powoli , powoli się rozpisuje , jednak nadal Ola pisze dwa razy więcej :D ale przecież nie będziemy konkurować kto więcej napisze xD

Pamięć krwi - Izabela Degórska



Tytuł: Pamięć krwi
Tytuł oryginału: -
Autor: Izabela Degórska
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: Zysk i S-ka









"POLSKIE WAMPIRY WYCHODZĄ NA ŻER..."

To jedno zdanie umieszczone w centralnej części tylnej okładki wystarczyło, aby skutecznie zachęcić mnie do przeczytania tej książki. Ale jeśli nie byłabym do końca przekonana to jedno zerknięcie na tę przepiękną okładkę załatwiłoby sprawę. Przypominająca śpiącą twarz dziewczyny oznaczona nielicznymi zaciekami krwi to po prostu cudo *.* W sumie nie powinnam się tak dziwić. W  końcu tę książkę dostałam na urodziny bodajże od Darii, a ona należy do nielicznych osób, które zwykle trafiają ze swoimi prezentami (przynajmniej w moim wypadku ;))

Milena to bardzo ambitna młoda dziennikarka, pracująca w jednym ze szczecińskich dzienników. Dziewczyna jest już zmęczona i zażenowana brakiem sensacyjnych tematów do popisania się swoimi pisarskimi talentami. Pewnego dnia trafia jednak na temat, który pozwoli wyrwać jej się z zapleśniałej kamienicy, w której znajduje się redakcja "Wiadomości", a ona sama zyska rozgłos w całym mieście. W podziemiach Szczecina dochodzi do tajemniczych zniknięć i brutalnych mordów. Jednocześnie Milena dowiaduje się od przyjaciółki o nietypowym zachowaniu swojego byłego chłopaka Darka. Czy te dwie sprawy są w jakiś sposób powiązane?

Po tragicznej sadze "Zmierzch" i niewiele lepszych "Pamiętnikach Wampirów" zupełnie straciłam sympatię do tego typu książek i przestałam wierzyć w ich powodzenie. Oczywiście bardzo często mogłam spotkać świetnie wykreowane wampiry w mniej znanych powieściach, jednak pojawiały się one tylko jako postacie drugoplanowe lub w ostateczności epizodyczne. Zaczęłam tęsknić za dobrą książką z krwiopijcami w roli głównej (i nie mam tu na myśli komarów xD) Mimo przepięknej okładki i ciekawego opisu podchodziłam do tej książki dość sceptycznie. Nie chciałam robić sobie niepotrzebnie nadziei, jeśli okaże się ona totalnym niewypałem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy uświadomiłam sobie, że w historię Mileny wciągnęłam się tak jak w najlepsze powieści.

Główna bohaterka jest młodą dziennikarką, tak jak to widać w opisie. Polubiłam ja od samego początku i stwierdzam, że została świetnie wykreowana. Ma własne ambicje i wojowniczy temperament. Zaraz po ukończeniu pełnoletności wyprowadziła się z rodzinnego domu, aby udowodnić matce, że potrafi być samodzielna. To tylko poprawiło jej wizerunek w moich oczach. Nawet jej zabójcza uroda i częste wzmianki, że przyciągała wzrok facetów nie działały na mnie tak drażniąco jak zwykle, bo jej charakter zdecydowanie wszystko rekompensował.

Ciekawym rozwiązaniem było wprowadzenie co kilka rozdziałów retrospekcji związanych ze światem wampirów i samymi bohaterami. Dzięki temu nie powstawały nieprzyjemne luki w wiadomościach, ani większe nieścisłości. Mogliśmy się także dowiedzieć czegoś o przeszłości głównej bohaterki i lepiej zrozumieć jej zachowanie.

Każdy autor powinien wykazywać się kreatywnością, zwłaszcza kiedy tworzy własne postaci i w tym zakresie panuje tutaj nieopisana swoboda. Jednak są zasady, których nie należy łamać, bo wtedy z powieści wyjdzie kompletny gniot literacki, a autor, który coś takiego stworzył wystawi się na pośmiewisko. Przestrzeganie tych zasad uważam za szczególnie ważne w przypadku umieszczania w swoim dziele istot, które pojawiają się w naszej kulturze od wieków. Jestem zdania, że wampir powinien odznaczać się kilkoma charakterystycznymi cechami:
 - Po pierwsze. Powinien być przerażający i krwiożerczy. Bo jaką radość będziemy mieli z tego, że wampir będzie łasił się do nas jak jakiś udomowiony piesek? Ano żadną. Dobrze wykreowany krwiopijca powinien wywoływać u mnie nieprzyjemne dreszcze, przez które nie będę mogła myśleć o niczym innym, tylko o jego wielkich ostrych kłach niebezpiecznie blisko mojej odsłoniętej szyi.
- Po drugie. Nie może chodzić w słońcu. Od zarania dziejów wiadomo, że te pierwotne wampiry wychodziły tylko w nocy i zakradały się do swoich ofiar. Współcześni autorzy popisali się niemałą pomysłowością w kwestii "obejścia" tej niewygodnej zasady. Wynaleźli magiczne pierścienie, specjalne eliksiry lub kompletnie olali ten jakże ważny szczegół i sprawili wampirom brokatową skórę. Tak, mówię o pani, pani Meyer. Nie twierdzę, że mi się to nie podoba, ale istnieją chyba jakieś granice przyzwoitości?
- Po trzecie. Pije krew. No bo co to za wampir, który nie dostaje na widok torebki wypełnionej czerwonym płynem skurczy w żołądku? Oczywiście zdarzają się w książkach przypadki kompletnej abstynencji, ale jednak stoję na stanowisku, że prawdziwy wampir pije krew i chyba większość się ze mną w tym wypadku zgodzi.

Wampiry pani Degórskiej są przemyślani w najdrobniejszych szczegółach i zdecydowanie spełniają większość (jak nie wszystkie) niepisane zasady, którymi rządzi się nieprzewidywalny świat fantasy. Posiadają wspólne cechy, ale także różnią się od siebie temperamentem, charakterem i upodobaniami. Mimo, że nie za bardzo lubię w powieściach brutalność i niepotrzebny rozlew krwi, to w tej książce niesamowicie mi się podobały. Opisy są na szczęście (a może nieszczęście) bardzo dokładne i bez problemu mogłam wyobrazić sobie wszystkie drastyczne szczegóły, którymi nieustannie raczyła nas autorka, a które pojawiały się w tej książce niepokojąco często.

Styl pisarki jest przyjemny i niezbyt prosty. Nie wiem, czy to wina jej, czy raczej wydawnictwa, ale doszukałam się kilku literówek. Nie jest to jednak takie ważne, bo zdarzały się one sporadycznie i nie przeszkadzały za bardzo w czytaniu. Denerwowało mnie jednak nazywanie telefonu komórkowego "aparatem", czy coś w tym stylu. Wiem, że książka jest dość nowa i kiedy rozgrywa się akcja powieści, posiadanie komórki nie było wielkim luksusem, dlatego tym bardziej zdziwiło mnie takie określenie. W ogólnym rozrachunku wszelkie użyte przeze mnie argumenty działają zdecydowanie na plus tej książki. Wartka akcja i oryginalna fabuła nie pozwalają oderwać się od czytania. Polecam wszystkim, którzy tak jak ja byli spragnieni ciekawej lektury o jednej z moich ulubionych ras, czyli wampirów.

Moja ocena: 6/10

Pozdrawiam Was serdecznie ;***
Ola

sobota, 26 października 2013

Demony. Pokusa - Lisa Desrochers




Tytuł: Demony. Pokusa
Tytuł oryginału: Personal Demons
Autor: Lisa Desrochers
Ilość stron: 368
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Kolejna książka o zaskakującym tytule. Jednak co do tej nie byłam tak uprzedzona. Z mojego doświadczenia wynika, że najciekawsze okazują się książki które wezmę w rękę jako pierwsze po wejściu do biblioteki.. Może mieć nawet najbardziej szpetną okładkę, jednak i tak ją wezmę  bo przecież coś musiało przyciągnąć ku niej mą dłoń. Pierwszą biorę na pewno, więcej kłopotu jest z drugą. Mam już tyle zarezerwowanych książek (głównie kolejnych części jakichś serii ) Cieszy mnie że nie muszę szukać po wszystkich półkach, gdyż nieliczne gatunki poukładane są na poszczególnych regałach :) Z tego co wiem w ten sposób uporządkowane są: literatura piękna, harlekiny i fantasy. Pozostałe zaś uporzadkowane są alfabetycznie. A jak u was jest z bibliotekami? Ok, koniec o kochanej bibliotece. Przejdźmy do recenzji

Frannie ma siedemnaście lat i ostatni rok chodzi do liceum. Pochodzi z wielodzietnej rodziny głęboko wierzących katolików. W jej domu panują zasady których każdy domownik musi przestrzegać. Swoich znajomych, przyjaciół, a nawet rodzinę trzyma na dystans. Ten rok nie zapowiadał niczego niezwykłego. Wszystko się zmienia kiedy w jej klasie pojawia się piekielnie przystojny Luc o nieładnych zamiarach takich jak- kuszenie i namawianie Frannie do grzechu, czy oznaczenie jej dla piekła. Jednak ktoś chce zniweczyć te plany- pojawiający się jakby znikąd niebiańsko śliczny Gabe. Tylko dlaczego to wszystko przytrafia się Frannie?  Bo ma niewyobrażalną moc - którą zresztą chcą wykorzystać obie strony . Tylko czy Frannie woli być drugim Hitlerem czy raczej Mojżeszem?  Polecam i  informuje że, są sobie gdzieś tak dalsze części które czekają.

Robię postępy coraz więcej piszę jeeej :D
Daria

piątek, 25 października 2013

Percy Jackson i bogowie olimpijscy. Morze Potworów - Rick Riordan





Tytuł: Morze potworów
Tytuł oryginału: The Sea of Monsters
Autor: Rick Riordan
Ilość stron: 280
Wydawnictwo: Galeria Książki








Dlaczego ja mam zawsze takiego choler**go pecha? To pytanie dręczy mnie od dłuższego czasu, ale jakoś nigdy nie mogę dojść do żadnych sensownych wniosków. Bo oczywiście tylko minie grypa potrafi rozłożyć na łopatki w niespełna kilka godzin, przed jakimś ważnym wydarzeniem. To wyjaśnia dlaczego dzień przed Targami Książki w Krakowie, zamiast się pakować lub chociażby chłonąć wiedzę w szkole, leżę w pokoju przykuta do łóżka z wysoką gorączką i nieznośnym bólem głowy. Taaak, to mogło się przytrafić tylko mnie  -,-" Aby mój ponury nastrój zbytnio Wam się nie udzielił, przychodzę do Was z kolejną recenzją :)

Percy po wydarzeniach ubiegłego lata następny rok nauki przeżył w spokoju. O dziwo żaden potwór nie przedostał się na teren jego nowojorskiej szkoły. Jednak gra w zbijanego z bandą olbrzymów-ludożerców, a później niespodziewana wizyta Annabeth, z pewnością nie wróży nic dobrego. Do tego magiczna bariera chroniąca Obóz Herosów została zniszczona przez otrucie sosny Thalii. Percy musi udać się na Morze Potworów, inaczej jedyne bezpieczne miejsce dla takich jak on przestanie istnieć.

Od skończenia części pierwszej pt. "Złodziej pioruna" [recenzja] obiecałam sobie, że przeczytam pozostałe. Taka okazja nadarzyła się w raz z premierą ekranizacji "Morza potworów", kiedy w większości księgarni, a także w przeróżnych supermarketach pojawiła się wersja powieści z okładką filmową. Swój egzemplarz z takową okładką nabyłam pewnego razu w biedronce. Język autora jest bardzo lekki, a jego powieści czyta bardzo szybko, a co najważniejsze z wielką przyjemnością. W dialogach każdy z bohaterów został wyodrębniony poprzez indywidualny styl mówienia, co sprawiało, że całość nie była monotonna. Fabuła jest ciekawa i zdecydowanie wyróżnia się na tle innych książek młodzieżowych m.in. niespotykanym pomysłem, a wartka akcja nie pozwala nawet na chwilę wytchnienia. Tę serię można by czytać bez końca :)

Kocham mitologię w każdej postaci, dlatego jej połączenie ze światem rzeczywistym od razu wywarło na mnie wrażenie. Tym razem historia Percy'ego i jego rejs po Morzu Potworów zostały upodobnione do przygód Odyseusza. Autor w niezwykle ciekawy sposób przedstawia, a także bawi się różnymi elementami mitologii. Wszystko to z niemałym poczuciem humoru. W ten sposób mamy cyklopa Polifema i jego mięsożerne owce, czarodziejkę Kirke, która prowadzi salon odnowy biologicznej i zamienia mężczyzn w świnki morskie, a także znane wszystkim Skyllę i Harybdę.


Bohaterowie, ci znani już z poprzedniej części jak i ci nowi są idealnie wykreowani. Mimo, że jest ich całkiem sporo każdy z nich jest inny i posiada własną osobowość. Jedni rozśmieszali mnie do łez, inni wręcz odwrotnie. Polubiłam zdecydowaną większość, ale zdarzały się wyjątki. Moja uwagę przykuli zwłaszcza uczestnicy Obozu Herosów. Dzielnie bronili swojej jedynej bezpiecznej przystani bez pomocy swoich boskich rodziców. Był to nie lada wyczyn, dzięki któremu zyskali mój szacunek i sympatię do samego końca.

Zakończenie było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Tak jak poprzednia część skończyła się raczej spokojnie i bez zbędnych emocji, bo wszystkie rozpoczęte wątki zostały wyjaśnione, tak "Morze potworów" zdecydowanie zostawia po sobie swoisty niedosyt i sprawia, że błagamy o więcej. To tylko wzmaga moją chęć na kolejne części i jak będę miała okazję to z pewnością je przeczytam ;)

Moja ocena: 7/10
Ola

czwartek, 24 października 2013

Dziewiąty Mag - Alice Rosalie Reystone






Tytuł: Dziewiąty mag
Tytuł oryginału: 
Autor: Alice Rosalie Reystone
Ilość stron: 544
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia







Historia opowiada o dwóch równoleglych światach. Nieświadoma tego Ariel jest mieszkanką jednego z nich. Wiedzie zwyczajne życie o określonym rytmie: praca, dom ,córka. Pewnego dnia do kliniki weterynaryjnej, w której pracuje przychodzi tajemniczy Fabien, jednak znika zanim Ariel zdąży go poznać. Pewnego wieczoru podczas powrotu z kliniki napada ją banda niebiesko-skórych krasnali. A kto ratuje ją z opresji? FABIEN. Dobra, super ratuje ją. Pewnie teraz  umówią się na randkę i będzie tak słodko ;3 Tak, umawiają się w kawiarni gdzie wszyscy traktują Ariel w dziwny sposób, a Fabien z uporem twierdzi ,że jest z "strażnikiem" smoków z równoległego świata, natmiast ona jedyna pozostałą osobą zdolną ocalić ich świat. Nawet jeśli uwierzyłaby w te bzdury, to ma  jeszcze oprócz smoków inne problemy na głowie n.p. sprawę rozwodowa w toku i niepełnoletnią córkę, wiec nie moze od tak przenieść się do świata o którym nie wie nic. A może jednak ? Tylko na minutkę


Znalazłam ją ! Książka w świeżutkim nowym wydaniu w mojej bibliotece? Dziwne. Ale ważne, że jest! Istnieją jeszcze dwie części "Dziewiątego Maga". Jak pomyśle, że gdzieś tam na mnie czekają to aż mi się ciepło robi. Trzeba jednak w końcu wrócić na ziemie i wziąć się za lektury szkolne i prace domowe. Książka naprawdę warta przeczytania (ja wcale nie sugeruje żebyście rzucili wszystko i ją czytali xD) Te zacofane elfy które myślą, że smoki nie lubią kobiet ... Smoczyce tez mają humory. A te bezpośrednie centaury... Właśnie ta książka skłoniła mnie do pewnych rozmyślań. No bo JAK WYGLĄDA MAŁY CENTAUR???? ( Jeśli ktoś zna odpowiedź niech pisze)

To nie fair Ola jedzie na Targi Książki , a ja nie ! ;( Czy kogos jeszcze omija to wydarzenie?    
Proszę poprawcie mnie jeśli zrobiłam jakiś błąd. Gdyż jak pewnie zdążyliście zauważyc zalety czytania książek omijają mnie szerokim łukiem xD           

 ~Daria

środa, 23 października 2013

Niewolnica - A.M. Chaudiere







Tytuł: Niewolnica
Tytuł oryginału: -
Autor: A.M. Chaudiere
Ilość stron: 568
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza







"Piękna kobieta i dwaj niebezpieczni, kochający ją do szaleństwa mężczyźni. Arina - zniewolony mag. Azarel - Mag Aszarte i Severio - Gwardzista Akademii Morza Deszczów..."

Czy miłość jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu? Ludzie od wieków zadają sobie to pytanie. Jak na razie nie udało im się uzyskać na nie odpowiedzi. Trudno napisać o tej książce coś co będzie można w miarę możliwości uznać za recenzję, a co nie będzie jednocześnie brzmiało tandetnie i przesadnie pochlebnie. W "Niewolnicy" przedstawione są różnorodne uczucia, od miłości, troski i poświęcenia, przez prawdziwą przyjaźń na dobre i złe, aż po nienawiść, smutek i niewyobrażalne cierpienie. Autorka przedstawia wszystko bardzo realistycznie i w niesamowity sposób opisuje jak wielkim złem jest niewolnictwo. Mimo, że wątek miłosny gra w tej książce pierwsze skrzypce, nie można zaliczyć tej książki do typowych romansideł. Ta powieść jest przepełniona bólem, krwią i brutalnością. To wszystko sprawiło, że czytało się ją z jeszcze większym zaangażowaniem. 

Główną bohaterkę - Arinę poznajemy kiedy przebywa ona w niewoli już bardzo długo. Powoli przestaje wierzyć, że kiedykolwiek odzyska wolność i zaczyna się poddawać. Jest zrezygnowana, słaba fizycznie, jak i psychicznie. Jednak pewnego dnia jej życie diametralnie się zmienia. Dziewczyna poznaje uczucia, które do tej pory były jej zupełnie obce. Zupełnie niespodziewanie Arina zakochuje się z wzajemnością w tym, który stoi na jej drodze do wolności, swoim największym wrogu - Magu Azarelu. Uczucie łączące tych dwoje z pewnością było nietypowe. Było pełne namiętności, czułości i żaru dwóch młodych serc. Taka miłość zdarza się bardzo rzadko, ale także niesie za sobą wielkie konsekwencje. Ta powieść w zastraszającym tempie zawładnęła mną i pozbawiła zdolności logicznego myślenia. Podczas tego krótkiego czasu, który mogłam przeznaczyć na czytanie stałam się jej niewolnicą. Dobrze wam radzę. Nie zaczynajcie czytać tej książki późnym wieczorem, zwłaszcza kiedy dnia następnego czaka was sprawdzian, bo grozi to zarwaną nocą i złą oceną. Ja niestety ten błąd popełniłam i przez "Niewolnicę" chodziłam później po szkole jak jakiś zombie ;)

Wykreowany został tutaj fantastyczny świat pełen niebezpieczeństw czyhających na każdym kroku. Wszystko aż kipiało magią i czarami, ale jednocześnie było tak rzeczywiste, że czasem miałam wrażenie jakby zaraz miał rozbrzmieć dzwonek obwieszczający koniec przerwy w Akademii Morza Deszczów i powrót na zajęcia. Mimo, że akcja pędzi jak oszalała autorka nie zapomniała o dokładnym opisywaniu wszystkich miejsc, w których znaleźli się bohaterowie, tym samym zostawiając na czytelnika pułapkę, z której jest tyko jedno wyjście, a mianowicie dotrwanie do końca tej niesamowitej historii. Sama Akademia jest wykreowana perfekcyjnie z dbałością o najmniejsze szczegóły. Wszelkie opisy są tak dokładne, że nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie wszystkiego, a zwroty akcji tak niespodziewane, że momentami nienawidziłam autorki za to, że śmiała zburzyć tę z trudem odbudowaną harmonię między bohaterami. Czasem najchętniej porwałabym tę nieszczęsną książkę na strzępy, a następnie rzuciła w najdalszy kąt pokoju, nie zaszczycając spojrzeniem. Nie mogłam jednak tego zrobić, bo chęć poznania dalszych wydarzeń była silniejsza niż złość i zrezygnowanie, które wtedy czułam. 

W tej książce możemy znaleźć także całą paletę różnorodnych postaci, z których każda z nich posiada jakąś cechę za którą ją pokochałam. Pełna jest także stworzeń nadprzyrodzonych. Możemy spotkać w niej wampiry, wilkołaki, prawdziwe czarownice z kotłami i księgami zaklęć, jak i również zwykłych śmiertelników, którzy zbilansowali trochę tę barwna fantastyczną gromadę. Największą sympatią darzyłam jednak bohaterów pierwszoplanowych, a zwłaszcza Azarela i Severio. Obaj panowie budzili we mnie tak sprzeczne uczucia, że do końca książki nie mogłam rozstrzygnąć, którego z nich wolę. Z jednej strony mamy niezwykłą troskliwość i opiekuńczość Gwardzisty Akademii, a z drugiej naturalny urok osobisty Aszarte. Mimo, że to ten pierwszy wydawał się być odpowiedniejszy dla Ariny i kibicowałam ich związkowi z całego serca to w głębi duszy coraz bardziej przekonywałam się do Azarela. Chyba wtedy ujawniła się moja słabość do zakochiwania się w czarnych charakterach, bo jak by na to nie patrzeć w naszym Aszarte jest coś co przyciąga jak magnez. Taka moja natura, że w większości książek wolę jednak tych tajemniczych, mrocznych wręcz osobników, którzy na każdym kroku wpadają w kłopoty.

Moje zdziwienie było ogromne, gdy dowiedziałam się, że mimo obcego nazwiska na okładce, autorka jest Polką, a do tego jest to jej literacki debiut. W tej powieści na własnych oczach możemy doświadczyć jak piękny jest nasz rodzimy język. Pani Chaudiere pisze bardzo szczegółowo i z pewnością nie ogranicza się do podstawowego zasobu słownictwa jakim dysponuje przeciętny Polak. Wszystko jest przemyślane i przejrzyste, a wrodzony talent autorki sprawia, że nawet opisy codziennych czynności jak pranie, czy przygotowanie posiłku są niesamowicie interesujące. Doskonale wiem, że osoby w moim wieku raczej stronią od polskich autorów, ale ta powieść jest zupełnie inna. Dzięki autorom takim jak A.M. Chaudiere, czy Katarzyna Berenika Miszczuk mam wrażenie, że polskie fantasy przenosi się na nowy poziom i w końcu pozwoli nam zaistnieć na światowym rynku. Własnie dzięki takim osobom nie tracę wiary w polskie książki i w końcu zaczynam częściej po nie sięgać. 



A.M. Chaudiere - autorka "Niewolnicy"
Mam nadzieję, że uda mi się spotkać A.M Chaudiere w Krakowie, aby własnoręcznie podpisała mi to papierowe arcydzieło. Tak, wzrok was nie myli. Wybieram się na tegoroczne Targi Książki. Tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wywód, który i tak jest już nazbyt obszerny. Nie pozostaje mi chyba nic innego jak życzyć autorce mnóstwo weny, aby kolejny tom losów Ariny pojawił się jak najszybciej.

Moja ocena: 8/10

PS: Piszcie w komentarzach, czy też będziecie w Krakowie. Może się spotkamy? ;)

niedziela, 20 października 2013

Tkacze światów. Księżyc szamana - Alma Alexander







Tytuł: Księżyc szamana
Tytuł oryginału: Worldweavers. Gift of the Unmage
Autor: Alma Alexander
Ilość stron: 296
Wydawnictwo: Jaguar







Nadszedł weekend (a właściwie jego koniec ;)) więc postanowiłam nadrobić zaległości z recenzjami. Niestety natłok obowiązków szkolnych, a także domowych ograniczył mój wolny czas do minimum. Na czytanie mam czas zazwyczaj tylko na przerwach w szkole, a w domu dopiero bardzo późnym wieczorem (czego skutkami ubocznymi są później wielkie wory pod oczami). 

Dzisiejszą książką jest "Księżyc szamana" Almy Alexander. Dostałam tę książkę już jakiś czas temu i w sumie wtedy ją przeczytałam, ale z tego co pamiętałam spodobała mi się, więc postanowiłam ją zrecenzować. Jednak, aby recenzja mogła być rzetelna i co najważniejsze wiarygodna musiałam przeczytać ją po raz drugi. Powiem Wam, że ani trochę się nie zawiodłam. Ta książka podobała mi się teraz tak samo jak podobała mi się rok, czy dwa lata temu :)

Thea powinna być kimś wyjątkowym. Jest bowiem podwójną siódemką - siódmym dzieckiem ze związku dwojga siódmych dzieci. Dziewczyna nie może wykonać jednak nawet najprostszego zaklęcia, a wszystkie próby odkrycie jej magicznych talentów spełzają na niczym. Ostatnią deską ratunku wydaje się być wizyta u starego szamana Cheveyo, który pomaga dziewczynie odkryć w sobie pradawną magię.

Okładka nie jest zbyt zachęcająca, ale mnie do tej powieści przyciągnął sam tytuł. "Tkacze światów", a poniżej "Księżyc szamana". W tych słowach jest coś co intryguje i nie pozwala odkryć swojej tajemnicy dopóki nie przeczytamy książki. W większości powieści od razu wiemy z czym mamy do czynienia. Tylko niektórym autorom udaje się nadać swojej książce tytuł, który potrafi zachęcić, ale nie wyjawia od razu całej fabuły. Do tej pory spotkałam tylko kilku autorów, którzy to potrafią. Jednym z nich jest Carlos Ruiz Zafón, a pani Alexander właśnie dołączyła do tego nielicznego grona.

Postać głównej bohaterki może na początku trochę irytuje, ale to wszystko dlatego, że nie udało nam się jej jeszcze dobrze poznać. Wraz z biegiem wydarzeń coraz bardziej rozumiemy jej postępowanie, aby w końcu móc czytać z niej jak z otwartej księgi. Podoba mi się takie stopniowe poznawanie bohatera. W każdym rozdziale możemy dowiedzieć się czegoś nowego, co nas mile zaskoczy. Doskonale rozumiem co Thea musiała czuć. Jest bardzo trudno sprostać oczekiwaniom rodziny, zwłaszcza jeśli są one dość wygórowane jak było w przypadku Thei. Dziewczyna na każdym kroku spotykała się z drwinami ze strony braci, ale najbardziej boli ją rozczarowany wzrok ojca, który pragnął być dumny z córki. Główna bohaterka nie jest przeznaczona do walki z czarnym charakterem chcącym zniszczyć Ziemię. Jej czarnym bohaterem jest ona sama. Podczas pobytu u Cheveyo, Thea godzi się ze swoim losem i już nie użala się nad sobą tak jak to robiła na początku książki. Można powiedzieć, że wydoroślała.

Styl pisarki spodobał mi się od pierwszych stron. Nie jest on może zbyt wyszukany, a opisy nie powalają na kolana, ale jest w nim coś co urzeka. Autorka z niebywałą wprawą wplata humorystyczne elementy w te poważne, sprawiając, że całość staje się dla czytelnika bardziej przystępna i interesująca. Akcja nie jest zbyt powolna, ale także nie gna na łeb na szyję, aby tylko coś się działo. Po prostu biegnie sobie swoim tempem i to bardzo mi się spodobało. Fabuła jest ciekawa i moim zdaniem nie potrzeba jej zbędnych konserwantów w postaci dużej ilości bohaterów, którzy i tak nic do niej nie wnoszą.

Poprzez Theę dowiedziałam się zaskakujących rzeczy i odkryłam coś, czego na pewno nie byłam świadoma, a mianowicie własnej pewności siebie. Tak, ta książka zdecydowanie skłania do myślenia. Alma Alexsander w swojej powieści zastosowała dość nietypowe połączenie magii i filozofii.  To jest coś co zainteresowało mnie na tyle, aby sprawdzić dostępność innych tomów serii, jednak z żalem stwierdzam, że takowe nie zostały wydane w Polsce i zapewne już nie zostaną. "Księżyc szamana" to pozycja naprawdę warta uwagi. Nie wiem jakim cudem w tej cieniutkiej książeczce (prawie 300 stron) mieści się tyle mądrości, ciekawych postaci i fabuły, która zdecydowanie wyróżnia się na tle innych książek o takiej tematyce. Naprawdę żałuję, że nie będę mogła przeczytać kolejnych tomów, ale niestety nie zawsze dostajemy to co chcemy :)

Moja ocena: 7/10

Ola

piątek, 18 października 2013

Po raz drugi: "Atramentowe serce" - Cornenia Funke





Tytuł: Atramentowe serce
Tytuł oryginału: Tintenherz
Autor: Cornelia Funke
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Egmont








Tych którzy mają szczęście odwiedzać tego bloga od samego początku (a z tego co wiem to jest ich niewielu) może trochę zdziwić tytuł książki, którą zaraz przedstawię. Bo czy parę miesięcy temu nie zrobiła tego Daria? Chyba nie powinno się recenzować książki kilka razy na tym samym blogu? W sumie racja, ale musicie wiedzieć, że gdyby nie Daria to nie sięgnęłabym po tę pozycję (no może i bym sięgnęła, ale byście musieli sporo poczekać xD) A jako, że druga adminka nie za bardzo lubi się rozpisywać to postanowiłam zrobić wyjątek.

Dwunastoletnia Meggie mieszka wraz z ojcem w małym wynajętym domku na wsi, kiedy do ich drzwi puka nieznajomy mężczyzna o osobliwym imieniu Smolipaluch. Nazywa on ojca dziewczynki Czarodziejskim Językiem i przybywa ostrzec ich przed ogromnym niebezpieczeństwem jakie grozi im ze strony złego Capricorna. W tym momencie zaczyna się niesamowita historia niczym z magicznego snu, pełna niebezpieczeństw, tajemnic, miłości, przyjaźni, ale przede wszystkim... książek.

"Atramentowe serce" przypomina trochę baśń. Jest pełna fantastycznych stworzeń takich jak wróżki, gnomy, ludzie ze szkła i wiele, wiele innych. Chyba właśnie to najbardziej mi się w niej podobało. Jeszcze lepsze jest to, że wszystkie te postacie wyszły z innej książki zanim znalazły się w tej opowieści. To nadaje zdarzeniom jeszcze bardziej fantastyczny i nieprawdopodobny obrót. Powieść ta przypomniała mi trochę dzieciństwo, kiedy uwielbiałam słuchać niesamowitych opowieści wychodzących z zawsze uśmiechniętych ust mojej babci.

Mimo, że wraz z pierwszymi stronami nie mogłam wdrożyć się w akcję, to kiedy udało mi się pokonać tę niewidzialną barierę książka pochłonęła mnie całkowicie. Mamy tutaj sporą ilość postaci, w miarę wartką akcję i nieprzewidywalną fabułę. Czego chcieć więcej? Niestety ja zawsze muszę się do czegoś przyczepić, więc nie bądźcie zdziwieni kiedy nawet w najwspanialszej książce na świecie znajdę jakieś niedociągnięcie, które przykuje moją uwagę. Tym razem mimo świetnych bohaterów, których pokochałam jak własną rodzinę (a szczególnie Elinor, bo mam dziwne wrażenie, że mamy ze sobą wiele wspólnego xD) to postać Capricorna jakoś do mnie nie przemawia. Jeśli to jest czarny charakter to ja jestem kaczor Donald. Prawdę mówiąc bardziej mnie rozśmieszył niż przestraszył, ale i to miało swoje mocne strony :)
"Książki kochają każdego, kto je otwiera, dając mu poczucie bezpieczeństwa i przyjaźń, niczego w zamian nie żądając."
Meggie i Mo są wielkimi miłośnikami książek. W ich małym mieszkaniu są ich setki. Tłoczą się na regałach, podłodze, stolikach i wszędzie gdzie nie powinno być dla nich miejsca. Od niedawna pragnę, aby to mój przyszły dom tak wyglądał. Po prostu był pełen różnorakich książek. Jak na razie wszystko jest na dobrej drodze xD. Już dawno nie czytałam książki, która tak świetnie, a za razem dyskretnie opisuje jak powinno się obchodzić z książkami. Dzięki niej nie straciłam do końca wiary w to, że istnieją jeszcze prawdziwe mole książkowe, które tak jak ja zachwycają się ich pięknem. Kochają ich odurzający zapach, dotyk gładkiego papieru między palcami oraz z zadziwiającą dokładnością poznają każde wybrzuszenie na okładce.
"Książki nigdy nie odchodzą, nawet wtedy, gdy się je źle traktuje"
Książkę czytało się przyjemnie, ale niestety miałam pewne "zastoje" jak ja to nazywam. Po prostu czasem nie mogłam przeczytać już ani słowa bez strachu, że zaraz umrę z nudów. Na szczęście zdarzało się to sporadycznie, ale fakt, że w ogóle się zdarzało budzi pewne obawy odnośnie tej pozycji. Jeśli szukacie książki podczas czytania której nie będziecie mogli nadążyć za natłokiem wydarzeń to ta raczej nie jest dla was. Mi osobiście bardzo podobało się takie leniwe tępo powieści i szczegółowe opisy, które czasem były zbyt szczegółowe. Potrzebowałam książki przy której wyciszę się po ciężkim dniu w szkole, a przy okazji przygotuję się na bardziej emocjonujące powieści. W ogólnym rozrachunku "Atramentowe serce" wychodzi zdecydowanie na plus, dlatego z chęcią przeczytam kolejne części trylogii, a po ich grubości stwierdzam, że do poznania zakończenia czeka mnie jeszcze bardzo długa droga :)

Moja ocena: 6/10

Ola

Wieści ... wieści

Witajcie !

Po dośc długiej nieobecności ( i sporej ilości rozmów z Olą ) powróciłam, z wieloma pomysłami na notki i ciekawymi książkami . Zapewne sporo osób pojawiło się tutaj od czasu mojego ostatniego wpisu i nie kojarzy mnie  (zakładka : AUTORKI !)
  Chciała bym was powiadomic ,że wraz z Olą szykujemy dla was coś co byc może was zainteresuje , ale na razie nie będę zapeszac... Sama sie nie mogę doczekac *,*  Jak na dzień dzisiejszy zgłębiam tajemnice ustawień bloga , a dokładniej - treści dotyczącej tego by dodac siebie jako oficjalną autorkę z własnym e-mailem ... jak narazie wszelakie próby kończą sie niepowodzeniem (taki ogar) ale sie nie poddam ! Nie pokona mnie jakaś tam TECHNOLOGIA ...

                               
                                                                                                                               Daria

wtorek, 8 października 2013

Pragnienie - Carrie Jones





Tytuł: Pragnienie
Tytuł oryginału:
Autor: Carrie Jones
Ilość stron: 308
Wydawnictwo: Bukowy Las








Ta pozycja należy do grona książek z moich ostatnich bibliotecznych podbojów. Aż wstyd przyznać, że znowu zdarza mi się wybierać książki biorąc pod uwagę głównie okładkę. Cały czas próbuję oduczyć się tego strasznego nawyku, ale nie da się ukryć, że to właśnie pierwsze wrażenie po odnalezieniu książki na półce zazwyczaj decyduje o naszym wyborze. 

Zara jest załamana po niespodziewanej śmierci ukochanego ojczyma. Aby mogła dojść do siebie jej matka postanawia wysłać ją do północnego stanu Maine, aby zamieszkała z babcią. W tym na pozór sennym miasteczku Zara ma odzyskać spokój i ustabilizować swoje uczucia. Jednak właśnie tu dziewczynę prześladuje tajemniczy mężczyzna, wywołujący w niej paraliżujący strach. Kiedy znika zostaje po nim tylko złoty pył. Dziewczyna z pomocą nowych przyjaciół próbuje odkryć tożsamość prześladowcy.

Tak w skrócie przedstawia się opis na tylnej okładce. Muszę przyznać, że wyglądał bardzo zachęcająco. Niestety tylko wyglądał. Fabuła jest strasznie przewidywalna, a przez "pierwsze" 150 stron nudziłam się jak mops. Dopiero pod koniec książki akcja zaczyna nabierać tempa, a jak mówię "pod koniec" to mam na myśli naprawdę ostatnie 40 stron. Męczyłam tę książkę przez niemiłosiernie długi okres czasu - zaczęłam czytać w połowie września, a dopiero kilka dni temu ją skończyłam.

Bohaterowie są po prostu nudni, i nawet zmiennokształtność niektórych nie zrobiła na mnie wrażenia (mimo, że w innych książkach po prostu ich ubóstwiam <3) Oczywiście zdarzały się wyjątki. Jednym z nich była Issie - przyjaciółka Zary. Energiczna, zabawna, słodka i optymistycznie patrząca na świat. Uwielbiam takich ludzi, bo jako urodzona pesymistka dzięki nim także się uśmiecham :) Niestety w tej książce było jej jak na lekarstwo, więc nie mogłam za bardzo nacieszyć się jej towarzystwem. Główna bohaterka oprócz imienia nawiązującego do znanej marki odzieżowej, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nic w jej zachowaniu nie ekscytuje, nic nie dziwi. Miejscami wręcz mnie irytowała. Czasem miałam wrażenie, że jej motto życiowe to "Zabronili mi wchodzić do lasu po zmroku, ale ja będę odważna i pójdę tam mimo wszystko" Po prostu ręce opadają.

Niektóre wątki zapowiadały się bardzo ciekawie, ale najczęściej autorka zostawiała je na pastwę losu bez sowa wyjaśnienia. Wszystko było za proste i działo się za szybko. Opisy ograniczały się do minimum, żeby zrobić miejsce dla tej jakże ciekawej "akcji". Naprawdę nie wiem ile razy autorka wspomniała, że w Maine jest zimno i często pada śnieg, a w lesie jest strasznie.  Osobiście lubię jak w książkach pojawiają się nowe rasy i stworzenia, ale teraz jakoś to do mnie nie dotarło. Mamy tutaj do czynienia z żyjątkami elfo-podobnymi noszącymi wdzięczną nazwę "Piksy". Nie wiem dlaczego, ale mi ta nazwa kojarzy się z kucykami Pony, w każdym razie głupszej w życiu nie słyszałam. Piksy są bardzo piękne, niesamowicie szybko biegają i z tego co zapamiętałam z lektury mają niebieską skórę (jakby to miało jakieś znaczenie). Ich władcą jest król piksów, a jeśli w odpowiednim czasie nie zaspokoi swojego pragnienia posiadania królowej, zaczyna zabijać młodych chłopców i żywić się ich krwią. Co to w ogóle ma być? Nieumiejętne skrzyżowanie wampira z elfem?

Sam pomysł jest ciekawy i nie za bardzo schematyczny. Myślę, że jeśli autorka do końca tego nie zepsuje to druga część pt. "Zniewolenie" ma szansę naprawić błędy poprzedniczki, a co za tym idzie poprawić swoją opinię w moich oczach. Pożyjemy, zobaczymy, ale na dzień dzisiejszy raczej nie polecam.

Moja ocena: 3/10
Ola

sobota, 5 października 2013

Podsumowanie września i październikowy stosik :)

Witajcie!!

Kolejny miesiąc nieubłaganie dobiegł końca, zaczął się następny, niosący ze sobą nowe wyzwania. Pomyślałam, że ciekawie będzie pisać comiesięczne podsumowania, abyście mogli zobaczyć ile książek przeczytałam, co zmieniło się na tym blogu, a co zostało pozostawione tak jak jest :)

Przeczytane książki:
1. Ever - Alyson Noel [recenzja]
2. Pani jeziora - Andrzej Sapkowski [recenzja]
3. Wśród ukrytych. Wśród oszustów - Margaret Peterson Haddix [recenzja]
4. Ty, ja i fejs - Jay Asher & Carolyn Mackler [recenzja]
5. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón [recenzja]
6. Charlie - Stephen Chbosky [recenzja]

Najlepsza książka: Cień wiatru
Najgorsza książka: Ever
Ilość przeczytanych stron: 2297
Stron dziennie: 76,5

łączna liczba wyświetleń: 1791
liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu: 498
ilość obserwatorów: 10
liczba komentarzy: 76
liczba napisanych postów: 11

Ogólnie pod względem czytelniczym wrzesień wypadł bardzo, ale to bardzo słabo. Może to z powodu rozpoczęcia roku szkolnego, a może z czystego lenistwa? Sama nie wiem, ale w październiku bardziej się postaram ;)

W życiu osobistym chyba lepiej mi się układa xD Zaczęłam gimnazjum i jestem w klasie ze znajomymi ze starej szkoły. Nauczyciele są hmm..........ciekawi? Najbardziej polubiłam chyba moją nową polonistkę :) W tym miesiącu będę miała jednak o wiele więcej pracy, niż w ubiegłym. Muszę przygotowywać się do konkursu z j. polskiego, a od kiedy nauczyciele poznali już nasze możliwości zadają coraz więcej pracy domowej.

A teraz obiecany stosik październikowy. Uzbierało się tego trochę, bo jak na bibliofila przystało uwielbiam kupować nowe książki. Trochę gorzej jest z ich czytaniem. Zawsze znajdzie się jakaś pozycja, która bardziej mnie zainteresuje i tym sposobem trafia nagle na pierwsze miejsce w książkowej hierarchii :) Inne leżą wtedy sobie takie biedne, smutne i często zdarza się, że na swoją kolejkę muszą czekać nawet kilka miesięcy.

O góry:
1. "Morze potworów" - Rick Jordan
2. "Gra o Ferrin" - Katarzyna Michalak
3. "Harry Potter i komnata tajemnic" - J.K Rowling (już po raz 3, albo 4 xD)
4. "Niewolnica" - A.M Chaudiere
5. "Księżyc szamana" - Alma Alexander
6. "Pamięć krwi" - Izabela Degórska
7. "Atramentowe serce" - Cornelia Funke
8. "Pragnienie" - Carrie Jones (przeczytane, niedługo recenzja)


PS. Chciałam dodać ten post już dawno temu, ale pojawiły się, że tak powiem, małe problemy techniczne,  a mianowicie mój komputer odmówił posłuszeństwa i tydzień był w naprawie.
Pozdrawiam gorąco ;** Ola