Tytuł: Igrzyska śmierci. Kosogłos cz. 1
Tytuł oryginału: The Hunger Games: Mockingjay part 1
Reżyseria: Francis Lawrence
Czas trwania: 2 h 3 min.
Data premiery: 21.11.2014 (Polska), 10.11.2014 (Świat)
"Kosogłos" - prawdopodobnie najbardziej wyczekiwany, ale jednocześnie chyba najbardziej komercyjny film tego roku. Wszyscy w niecierpliwością wyczekiwali finału genialnej trylogii napisanej przez Suzanne Collins i mimo, że w tym roku jednak nie mogliśmy tego doświadczyć, bo film został podzielony na dwie części, to i tak emocje na sali kinowej sięgały zenitu. Już wiele miesięcy przed premierą, a właściwie już kilka dni po wyjściu poprzedniej części, czyli "W pierścieniu ognia" [recenzja], fani trylogii szaleli po opublikowaniu chociaż najmniejszej wzmianki o zbliżającym się wydarzeniu. Za to sami twórcy filmu bardzo skrupulatnie trzymali nas w niepewności i czekali do ostatniej chwili, aby móc wypuścić pierwszy teaser, trailer, piosenkę, czy zdjęcie. Jednym słowem, robili wszystko, aby ludzie wariowali z niepewności i z pewnością im się to udało. Jak jednak wypadł sam film? Czy dorównał poziomowi poprzednich części?
Wiecie, że recenzje filmów nie są moją dobrą stroną, ale w tym poście postaram się jak najlepiej opisać wszystkie moje wrażenia i przemyślenia dotyczące tegoż filmu. Na seans postanowiłam wybrać się 2 dni po premierze (23 listopada), z grupką przyjaciół. Ludzi nie było zbyt dużo, nieco ponad połowa sali, więc spokojnie mieliśmy czas na kupienie popcornu i wejście na salę dopiero gdzieś w połowie półgodzinnych reklam. Pierwsze dźwięki, pierwsze obrazy zapowiadające to po co tak naprawdę tutaj przyszliśmy i cała sala cichnie. Wszyscy wpatrują się w ekran jak zaczarowani. W powietrzu niemal wyczuwalne było napięcie i jakby iskierki elektryczności przebiegające między nami. A może był to ognień, który trawił nas od środka i rozprzestrzeniał się niczym filmowa rebelia. Emocje, które targały nami z każdą mijającą minutą, pojawieniem się każdej nowej jak i tej znanej już postaci były po prostu niesamowite!
To, że kolejne części "Igrzysk śmierci" z części na część są coraz lepsze niewątpliwie są zasługą sztabu ludzi, którzy pilnują, aby wszystko było perfekcyjnie. Francis Lawrence - reżyser zarówno "Kosogłosa" jak i "W pierścieniu ognia" nadał nowy wymiar słowom "epickie" i "doskonałe", bo w porównaniu do pierwszej części, kolejne dzielą od niej lata świetlne. Scenarzyści i kostiumografowie także odwalili kawał dobrej roboty. Świetnie oddany został charakter "trzynastki", a zgliszcza i ruiny dwunastego dystryktu wywołały u mnie prawdziwy wstrząs. Kostiumy, makijaż i charakteryzacja także dopracowane były w każdym calu, więc dla wszystkich osób za to odpowiedzialnych - wielkie brawa! Jedyne co mi się nie podobało, to soundtrack, który mimo wszystko nie wywołał u mnie takich emocji jak ten poprzedniej części. Chociaż zdecydowanie podzielam zachwyty nad śpiewanym przez Jennifer Lawrence "Drzewem wisielców" [link], które idealnie wpisało się w bojowy klimat panujący w dystryktach.
Wierności książce nie zamierzam oceniać, bo mimo iż czytałam ją już dobry rok temu, to wiem, że wszystko, a przynajmniej większość wydarzeń przedstawiownych było idealnie. Przyczepić natomiast mogę się trochę do podzielenia ostatniej części trylogii na dwa filmy. "Kosogłos" mimo wielu dobrych momentów, czasami wiał po prostu nudą, a niektóre sceny pokazane były z przesadną dokładnością. Z drugiej jednak strony, gdyby twórcy zostali przy poprzedniej wersji, czyli jednym finałowym filmie, nie jestem pewna, czy nie wywołałoby to fali oburzenia o wycięte i skrócone sceny. Jak widać nie zawsze wszyscy mogą być zadowoleni. Czymś co zaskoczyło mnie w "Kosogłosie" było z pewnością zakończenie. Wchodząc do kina byłam pewna, że wiem, na jakim wydarzeniu film się skończy, jednak na tym polu czekało mnie nie małe zaskoczenie. Finałowa scena pozostawiła nas w niepewności i stanie ciężkiego szoku. Wow!
"Kosogłos" pod względem technicznym jest filmem fenomenalnym. Świetnie skonstruowana fabuła, aktorzy, którzy zagrali tak, jakby naprawdę byli postaciami w które się wcielają, niesamowita scenografia i kostiumy. Po prostu profesjonalizm w każdym calu. Czegoś mi jednak zabrakło. Przez cały seans nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ten film to tylko wstęp do prawdziwej akcji, którą dostaniemy w drugiej części. Zabrakło mi tego niepowtarzalnego klimatu niepewności i strachu, który doskonale czuć było w poprzednich dwóch częściach. Tutaj skupiono się raczej na ukazaniu politycznego podłoża budzącej się rebelii i ogromu zniszczeń jaki Głodowe Igrzyska wywołały zarówno w Panem, jak i jego mieszkańcach. Nie uważam tego za jakąś wielką wadę, bo w dużym stopniu "Kosogłos" taki właśnie jest, jednak było tam o wiele więcej i mam nadzieję, że to "więcej" zawarte zostanie w finałowej części.
Moja ocena: 9/10
Pozdrawiam Was serdecznie :*
Ola