Tytuł: Dotyk Julii
Tytuł oryginału: Shatter Me
Autor: Tahereh Mafi
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: Moondrive (Otwarte)
Dotyk Julii zabija. Nikt nie wie jak i dlaczego posiadła swoją śmiercionośną moc. Kiedy dziewczyna przez przypadek zabija małego chłopca Komitet Odnowy zabiera ją od rodziny i zamyka w strzeżonym ośrodku. Wszyscy uważają, że tak będzie lepiej. Tylko ona sama na 1,5 m2. W ten sposób nie będzie mogła już nikogo skrzywdzić. Pewnego dnia do jej celi zostaje wprowadzony współlokator. Dziewczyna ma dziwne wrażenie, że skądś go zna. W końcu to on staje się jej motywacją do walki o życie wśród ludzi. Normalne życie.
Nasłuchałam się wiele pozytywnych opinii na temat tej książki i wprost nie mogłam się doczekać aż po nią sięgnę. Moja pierwsza opinia zaraz po przeczytaniu? Książka jest dobra. Pokuszę się nawet na dodanie słowa "bardzo", ale nie powaliła mnie na kolana tak jak się tego po niej spodziewałam. Z jednej strony mnie zachwyciła, ale z drugiej coś mi w niej nie pasowało, dlatego nie mogłabym uznać jej za arcydzieło, bo w rzeczywistości istnieje masa innych książek bardziej zasługujących na ten tytuł. Niby jest to powieść jakich wiele, a jednak jest w niej coś co sprawia, że żadne słowa nie wydają się właściwie obrazować uczuć, które do niej żywię.
Inni bohaterowie mimo, że nie byli opisani tak dobrze jak Julia to także zapadali w pamięć. Jedni zostali wykreowani perfekcyjnie, z dbałością o najmniejsze szczegóły, drugim trochę brakowało do ideału. Zazwyczaj nie darzę szczególną sympatią "tych złych", ale tym razem musiała zadziałać jakaś mroczna siła, o której istnieniu nie miałam pojęcia i zagospodarować mały kącik w moim sercu na postać Warnera. Został on przedstawiony perfekcyjnie. Autorka opisuje go jako wpatrzonego w siebie psychopatę, chcącego wykorzystać śmiercionośną moc Julii do swoich celów, ale fakt, że był zdolny do darzenia jej przy tym jakimś uczuciem nie uszedł mojej uwadze, stwierdziłam więc, że jest jeszcze dla niego nadzieja. Najgorszą postacią moim zdaniem był Adam. Byłam zdolna polubić każdą inną postać, ale nie jego. Pan idealny tak działał mi na nerwy, że z trudem powstrzymywałam się przed przedwczesnym zakończeniem mojej przygody z tą książką.

Wystarczy choćby jedno spojrzenie na tę zniewalającą okładkę, aby wiedzieć, że środek jest jeszcze lepszy. O dziwo w porównaniu z zagranicznymi wydaniami tej książki nasza prezentuje się moim zdaniem najlepiej. Widać, że graficy potraktowali swoją pracę poważnie, a dzięki temu stworzyli małe dzieło sztuki.
Błądziłam wzrokiem po pustym polu bardzo długo. Nie miałam pojęcia co napisać. Zapisywałam kilka pierwszych zdań tylko po to, aby zaraz je wykreślić. Mimo, że skończyłam czytać przeszło tydzień temu, to dopiero dzisiaj zabrałam się za tę recenzję. Po prostu nie mogłam zebrać myśli. Pierwszy raz w życiu podczas pisania recenzji mam takie trudności. Myślałam, główkowałam, ale dalej miałam problemy ze stworzeniem jakiejś w miarę logicznej całości. Czy można to uznać za objawy kaca książkowego? Z pewnością. Czy ta książka była tego warta? Zdecydowanie.
Moja ocena: 7/10
Ola