Tytuł: W śnieżną noc
Tytuł oryginału: Let it snow
Autor: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: Bukowy Las
Boże narodzenie to ulubiony czas dla wielu ludzi. Kochamy tę odświętną atmosferę, zabieganie towarzyszące przygotowaniom do kolacji wigilijnej, wyjątkowe potrawy, prezenty pod choinką, śpiewanie kolęd i blask pięknie przystrojonej choinki. To wszystko zarezerwowane jest dla tej jedynej w roku nocy, na którą czekamy z utęsknieniem. Właśnie z myślą o niej trzech autorów literatury młodzieżowej napisało opowiadania traktujące o miłości, szczęściu, wybaczaniu, magii świąt i bożonarodzeniowych cudach. Jednym z nich jest John Green, który jest nam wszystkim doskonale znany. To właśnie z jego powodu w ogóle zainteresowałam się tą książką, prawdopodobnie tak samo jak 3/4 czytelników. Pozostałych autorek kompletnie nie znałam, ale mimo wszystko postanowiłam dać tym opowiadaniom szansę. Poniżej możecie zobaczyć co tak naprawdę o nich sądzę :)
Gracetown to małe miasteczko, które nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych małych miasteczek. Życie toczy się tu spokojnie, swoim rytmem, nikt nikomu nie przeszkadza, nie dzieje się nic ciekawego. No może oprócz największej od piędziesięciu lat śnieżycy, która niespodziewanie nawiedza jego mieszkańców i sprawia, że ich z pozoru zwykły wigilijny wieczór zmienia się nie do poznania. Wszystko jest zasypane, nie ma nigdzie dostępu, komunikacja miejska nie funkcjonuje, wszystko jakby utknęło w martwym punkcie. Łącznie z pociągiem, którym podróżuje właśnie Jubilatka, wysłana niespodziewanie w podróż na Florydę, Jeb, nad którym wisi presja czasu, bo od jednego spotkania może zależeć przyszłość jego związku, a także chmara cheerleaderek, szukających dobrego miejsca na treningi do mistrzostw stanowych. To właśnie z ich powodu w zaspie utknęli też Tobin, JP i Diuk, którzy próbując dostać się do Waffle House unikają jednocześnie pewnych mściwych bliźniaków. Co jeszcze wydarzy się w tę śnieżną noc?
Podróż wigilijna, Maureen Johnson
Główną bohaterką pierwszego opowiadania jest Jubilatka. I zdecydowanie nie ma czego świętować. Jej rodzice utknęli na święta w areszcie, chłopak nie ma dla niej czasu, a ona została wysłana sama w daleką podróż. I to jeszcze w wigilię! Maureen Johnson zgotowała dla niej prawdziwą drogę przez piekło, a właściwie przez śnieg, mróz i z pozoru tylko zamarznięte potoki. To właśnie to opowiadanie spodobało mi się najbardziej. Było do bólu romantyczne, zabawne i przepełnione świąteczną atmosferą. Mogłam prawie poczuć ciepło palącego się kominka, zapach jodłowej choinki i świeżo wyjętych z pieca pierniczków. Autorka pisze w lekki, prosty sposób, ale na pierwszy rzut oka można było wyczuć ironiczne poczucie humoru i dystans z jakim wszystko opisuje. Zachowania i przygody bohaterów były w 100% szczere i niewymuszone, co też dodawało im uroku. Jubilatka i Stuart to postacie, które przekonują do siebie od pierwszych stron i nie da się ich nie pokochać. Chętnie przeczytałabym o nich nawet całą książkę, bo po lekturze czułam lekki niedosyt. Podróż wigilijna mnie oczarowała i na pewno sięgnę po inną twórczość Maureen Johnson <3
Bożonarodzeniowy cud pomponowy, John Green
Drugie opowiadanie autorstwa Johna Greena nie było już tak dobre jak pierwsze, ale też dało radę. Jego bohaterami jest trójka przyjaciół - Tobin, Diuk i JP. Za namową kolegi wyruszają do Waffle House, gdzie przebywa on w towarzystwie kilkunastu cheerleaderek, których pociąg stanął z powodu śnieżycy. Niezobowiązująca przejażdżka szybko jednak zmienia się w wyścig, a po drodze czeka na nich mnóstwo niespodzianek, o które już John Green naprawdę się postarał :) Ta historia może i nie jest mistrzostwem świata, a już zdecydowanie nie szczytem możliwości mojego ulubionego autora, ale z pewnością wciąga i poprawia humor. Żałuję jedynie, że Green nie miał większego pola do popisu, bo w zaledwie stu stronach rzeczywiście nie można wiele zawrzeć. Na rzecz akcji ucierpiały zdecydowanie postacie, które może i nie irytowały, ale były po prostu papierowe, a także emocje i napięcie, których w Bożonarodzeniowym cudzie pomponowym po prostu zabrakło. Mimo to, całe opowiadanie nie jest najgorsze i naprawdę przyjemnie się je czytało.
Święta patronka świnek, Lauren Myracle
Trzecie i za razem ostatnie opowiadanie to historia Addie, niezwykle irytującej i egoistycznej istotki, która nie może pogodzić się ze stratą chłopaka mimo iż to ona sama go zostawiła. Nie wiedzieć czemu Jeb postanawia dać jej drugą szansę i zobaczyć się z ukochaną, ale jego plany krzyżuje szalejąca śnieżyca. Zrozpaczona Addie jest przekonana, że chłopak nie pojawił się umyślnie i jest to definitywny koniec ich związku. Po takim opisie byłabym już dostatecznie przekonana, że całe to opowiadanie to jeden wielki żart. Niestety, taka jest prawda, a Święta patronka świnek to po prostu niezwykle dziecinna i głupia opowieść o nieszczęśliwej miłości. Początek niesamowicie się dłuży, akcja kończy się zanim w ogóle zdąży się zacząć, a główna bohaterka zajmuje się jedynie jęczeniem i użalaniem się nad sobą. Do tego styl Lauren Myracle jest po prostu słaby. Czytając to opowiadanie automatycznie przenosiłam się do czasów podstawówki i tego co wówczas nazywało się "literaturą młodzieżową" (czyt. o "problemach" nastolatków). Jedynie końcówka jakoś się broni, bo rzeczywiście miała swój klimat, ale niestety nie udało jej się obronić całego opowiadania :/
Podsumowując. Po "W śnieżną noc" naprawdę warto sięgnąć, chociażby przez wzgląd na to pierwsze opowiadanie, które jest naprawdę urocze (no i przez tę przepiękną okładkę <3) Drugie, napisane przez Johna Greena też daje radę, a trzecie po prostu pominę milczeniem. Myślałam, że będzie mi trudno się w nie wczytać, kiedy prawdziwy okres świąteczny już minął, ale te opowiadania naprawdę potrafią wprowadzić człowieka z powrotem w świąteczną atmosferę. Zbiór opowiadań świetnie nadający się na długi, zimowy wieczór z kubkiem herbaty. Jeśli szukacie krótkiej, niezobowiązującej, ale ciepłej i przyjemnej lektury to trafiliście idealnie :) Polecam szczególnie tym, którzy chcą na chwilę wrócić do tego wyjątkowego czasu, ale też tym, którzy za rok będą mieli problemy z rozpoczęciem go z należytą atmosferą :)
Moja ocena: 6/10
Całusy :*
Ola
Szkoda, że nie było mi dane czytać tej książki w Boże Narodzenie :)
OdpowiedzUsuńJa miałam taki zamiar, bo książkę znalazłam w wigilię pod choinką. Chiciałam przeczytać po jednym opowiadaniu na każdy dzień świąt, ale jakoś tak wyszło, że tego nie zrobiłam. W sumie teraz się cieszę, że przeczytałam wszystko za jednym zamachem ;)
UsuńSpieszyłam się z tą książką, żeby zdążyć przed Świętami i może błąd? Może faktycznie fajnie przywołać tę atmosferę w styczniu? U mnie nadal wiszą bombki :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka nadaje się zarówno na okres przed- jak i poświąteczny, a także do czytania w trakcje świąt ;) A o bombki nie ma się co martwić. U mnie choinka stoi do lutego, a lampki w pokoju prawie cały rok xD
UsuńSzczerze? Ta książka mnie nie zachwyciła, jedynie wynudziła, a bohaterowie irytowali :)
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoje gusta. Nie mówię, że było to mistrzostwo świata, ale czytałam już gorsze książki. Tą przynajmniej nie chciałam rzucać o ścianę, a więc jakiś postęp jest ;)
UsuńKsiążka spokojnie czeka na przeczytanie, ciągle się na mnie patrzy, ale jakoś nie umiem się za nią zabrać, kiedy nie ma śniegu wkoło to jakoś trudniej po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie tak samo! Chciałam czytać w święta, to nie miałam czasu, chciałam czytać w nowy rok, to nie było śniegu :/ Dopiero ostatnio stwierdziłam, że teraz albo nigdy i przeczytałam. Absolutnie nie żałuję! :)
UsuńCzytałam i myślę że przynajmniej pierwsze opowiadanie przeczytam znowu za rok :)
OdpowiedzUsuńTeż mam taki zamiar :)
UsuńTą książkę oceniłam tak samo jak Ty, to trzecie opowiadanie całkowicie zawaliło efekt bardzo dobrej historii :(
OdpowiedzUsuńnamalowac-swiat-slowami.blogspot.com
No niestety, czasem tak bywa. Z całej tej sytuacji wyniosłam przynajmniej tyle, żeby już raczej nie sięgać po książki Lauren Myracle. Za to po Maureen Johnson i Johna Greena jak najbardziej <3
UsuńMam książkę w planach. Dobrze, że można przeczytać ją po świętach, bo trochę się bałam, że klimat nie będzie już taki sam. Mi również bardzo podoba się okładka;)
OdpowiedzUsuńTak, okładka jest przecudowna i jak na razie chyba najlepsza z tych "greenowskich" :) Mam nadzieję, że wkrótce będziesz mogła też przekonać się o treści. Życzę miłej lektury :)
UsuńLubię tą książkę :) chętnie do niej wrócę w kolejne święta :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobała :) Ja też w przyszłym roku z chęcią do niej wrócę ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChętnie sięgnęłabym po tę pozycję, ponieważ słyszałam o niej wiele dobrego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
O książkach – okiem Optymistki
Szkoda, że nie udało mi się przeczytać tej książki w Boże Narodzenie :( Mam w planach sięgnąć po dzieła tego autora:) Wstyd się przyznać , ale nie miała okazji nic jeszcze przeczytać jego autorstwa.
OdpowiedzUsuń