wtorek, 26 sierpnia 2014

Druga strona beznadziejności...





Tytuł: Hopeless
Tytuł oryginału: Hopeless
Autor: Coleen Hoover
Ilość stron: 385
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)






"Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa"


"Hopeless" autorstwa Colleen Hoover zaintrygowało mnie jeszcze przed swoją premierą. Nie będę ukrywać, że w dużym stopniu miała na to wpływ piękna okładka, ale także wyjątkowy tytuł, który wbrew pozorom wcale nie jest "beznadziejny". Bardzo chciałam się dowiedzieć jak wielki wpływ na tę historię miało to jedno niepozorne słowo i muszę przyznać, że była to jedna z niewielu książek, których w ubiegłym miesiącu naprawdę wyczekiwałam. Bo od samego początku czułam do niej jakieś dziwne przyciąganie. Wiedziałam, że będzie to powieść wyjątkowa i nie pomyliłam się. Wiedziałam też, że prawdopodobnie złamie mi ona serce. Tym razem jednak nawet nie próbowałam się przed tym bronić. Bo czasem takie złamane serce jest bardzo potrzebne. Aby coś w nas zmienić, czegoś nas nauczyć. A Colleen Hoover udało się i jedno i drugie.

Sky ma siedemnaście lat i nigdy nie chodziła do szkoły, ponieważ kiedy w wieku 5 lat została adoptowana jej "nowa" mama postanowiła uczyć ją w domu. Mimo to dziewczynie udaje się przekonać Karen, aby ostatni rok przed udaniem się do college'u spędziła w normalnej placówce, wśród rówieśników. Pierwsze dni w nowym otoczeniu nie są łatwe, a nastawienie innych uczniów wcale nie pomaga osamotnionej Sky w przystosowaniu się do zasad tam panujących. Wtedy właśnie dziewczyna spotyka Deana Holdera, który dorównuje jej złą reputacją i wywołuje w emocje, jakich wcześniej nie doświadczyła, ani nawet nie przypuszczała, że potrafi doświadczyć. Mimo to najlepszym wyjściem wydaje się trzymanie chłopaka na dystans, bo znajomość z nim może oznaczać tylko jedno - kłopoty. W końcu okazuje się, że wie on o Sky o wiele więcej niż możnaby się spodziewać, a wtedy jej życie zmienia się do końca.

Jedną z najważniejszych rzeczy dla każdego człowieka są jego wspomnienia. Nie możemy rano obudzić się z radością na twarzy, jeśli nie pamiętamy co ubiegłego wieczoru tę radość wywołało. Nie jesteśmy też zdolni kochać drugiej osoby, dopóki nie przypomnimy sobie wszystkich rzeczy, za które tę osobę pokochaliśmy. Ta wyliczanka nie ma końca, ale biegnie też w drugą stronę. Czasem w naszym życiu mają miejsce sytuacje, które za wszelką cenę pragniemy wyrzucić z pamięci. Zapomnieć raz i na zawsze, i dopilnować, aby nigdy więcej nas nie zadręczały; swoim smutkiem, bólem lub zawiścią. Jest to bardzo trudna sztuka, ale niektórym się udaje. Zawsze jednak zostaje po nich jakiś ślad i wystarczy jakaś niepozorna błahostka, aby wszystkie powróciły ze zdwojoną siłą, raniąc podwójnie. To właśnie przytrafiło się siedemnastoletniej Sky - zapomniała.... ale czy na pewno?

Na początku poznajemy jak zwykle parę głównych bohaterów. Ona - zagubiona i samotna po wyjeździe najlepszej przyjaciółki. On - szkolny bad boy, od którego wszyscy trzymają się z daleka. To z pozoru zwykłe nastolatki - nic nie wiedzą o życiu. Bo i skąd? Nie mają także super mocy i wypasionych gadżetów, aby uratować świat. Bo i po co? Nie, to zdecydowanie nie jest jedna z takich historii. W takim razie co mają? Odpowiedź jest bardzo prosta - siebie i wspomnienia, które mimowolnie ich zbliżyły, choć może z początku jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy. Bo "Hopeless" to nie jest książka, w której wszystko mamy podane na złotej tacy, a wydarzenia przewijają się niczym seria z karabinu maszynowego. Historia Sky i Holdera to opowieść, a opowieści trzeba snuć powoli. Od początku do końca, aż wszystko nabierze sensu. Wraz z bohaterami przeżywać pierwsze spotkanie, pierwszy uścisk dłoni, pierwszą rozmowę, pierwszy pocałunek - cały ogrom pierwszych razów, który o dziwo w ogóle się nie nudzi i sprawia, że pragniemy, aby było ich jak najwięcej. Ale jest to także opowieść o wspomnieniach. Wspomnieniach zdobytych, utraconych, odebranych. Cała książka jest ich pełna, a ja wraz ze Sky i Holderem wyruszyłam ich tropem.

Styl autorki jest prosty i lekki. Nie ma tu żadnych zbędnych dodatków, jest tylko ta historia oraz emocje, które towarzyszą nam podczas czytania. Ogrom emocji. Bawić się uczuciami czytelników potrafi teraz prawie każdy, ale spotęgować te uczucia, skumulować w jednym miejscu, a następnie wypuszczając je zmiażdżyć serca czytelników, nie nadając temu jednak pewniej przesadnej sztuczności - to jest prawdziwa sztuka. A Colleen Hoover się ona udała. Były momenty, kiedy wielka gula stawała mi w gardle, były też takie, kiedy serce zaczynało nie wyrabiać na zakrętach, turbowane nieustannie przez prawdziwego boksera ludzkich uczuć jakim jest pani Hoover. Czasem nawet samotna łezka zakręciła się w oku, ale płakać nie chciałam. Postanowiłam zostawić sobie ten przywilej na sam koniec, kiedy ból stał się już nie do zniesienia, a miłość, nienawiść, radość, smutek i namiętność zlały się w jedno. Ta książka to coś, czego nie zapomnę na długo. A nawet jeśli zapomnę to chwila nieuwagi, a wszystko powróci do mnie na nowo. A wtedy znowu zakocham się w Sky, w Holderze, we wspomnieniach i w tej historii. Tak więc uważajcie, bo kiedy po nią sięgniecie, nie będzie już odwrotu.

Moja ocena: 8/10



Pozdrawiam Was gorąco :*
Ola