piątek, 18 października 2013

Po raz drugi: "Atramentowe serce" - Cornenia Funke





Tytuł: Atramentowe serce
Tytuł oryginału: Tintenherz
Autor: Cornelia Funke
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Egmont








Tych którzy mają szczęście odwiedzać tego bloga od samego początku (a z tego co wiem to jest ich niewielu) może trochę zdziwić tytuł książki, którą zaraz przedstawię. Bo czy parę miesięcy temu nie zrobiła tego Daria? Chyba nie powinno się recenzować książki kilka razy na tym samym blogu? W sumie racja, ale musicie wiedzieć, że gdyby nie Daria to nie sięgnęłabym po tę pozycję (no może i bym sięgnęła, ale byście musieli sporo poczekać xD) A jako, że druga adminka nie za bardzo lubi się rozpisywać to postanowiłam zrobić wyjątek.

Dwunastoletnia Meggie mieszka wraz z ojcem w małym wynajętym domku na wsi, kiedy do ich drzwi puka nieznajomy mężczyzna o osobliwym imieniu Smolipaluch. Nazywa on ojca dziewczynki Czarodziejskim Językiem i przybywa ostrzec ich przed ogromnym niebezpieczeństwem jakie grozi im ze strony złego Capricorna. W tym momencie zaczyna się niesamowita historia niczym z magicznego snu, pełna niebezpieczeństw, tajemnic, miłości, przyjaźni, ale przede wszystkim... książek.

"Atramentowe serce" przypomina trochę baśń. Jest pełna fantastycznych stworzeń takich jak wróżki, gnomy, ludzie ze szkła i wiele, wiele innych. Chyba właśnie to najbardziej mi się w niej podobało. Jeszcze lepsze jest to, że wszystkie te postacie wyszły z innej książki zanim znalazły się w tej opowieści. To nadaje zdarzeniom jeszcze bardziej fantastyczny i nieprawdopodobny obrót. Powieść ta przypomniała mi trochę dzieciństwo, kiedy uwielbiałam słuchać niesamowitych opowieści wychodzących z zawsze uśmiechniętych ust mojej babci.

Mimo, że wraz z pierwszymi stronami nie mogłam wdrożyć się w akcję, to kiedy udało mi się pokonać tę niewidzialną barierę książka pochłonęła mnie całkowicie. Mamy tutaj sporą ilość postaci, w miarę wartką akcję i nieprzewidywalną fabułę. Czego chcieć więcej? Niestety ja zawsze muszę się do czegoś przyczepić, więc nie bądźcie zdziwieni kiedy nawet w najwspanialszej książce na świecie znajdę jakieś niedociągnięcie, które przykuje moją uwagę. Tym razem mimo świetnych bohaterów, których pokochałam jak własną rodzinę (a szczególnie Elinor, bo mam dziwne wrażenie, że mamy ze sobą wiele wspólnego xD) to postać Capricorna jakoś do mnie nie przemawia. Jeśli to jest czarny charakter to ja jestem kaczor Donald. Prawdę mówiąc bardziej mnie rozśmieszył niż przestraszył, ale i to miało swoje mocne strony :)
"Książki kochają każdego, kto je otwiera, dając mu poczucie bezpieczeństwa i przyjaźń, niczego w zamian nie żądając."
Meggie i Mo są wielkimi miłośnikami książek. W ich małym mieszkaniu są ich setki. Tłoczą się na regałach, podłodze, stolikach i wszędzie gdzie nie powinno być dla nich miejsca. Od niedawna pragnę, aby to mój przyszły dom tak wyglądał. Po prostu był pełen różnorakich książek. Jak na razie wszystko jest na dobrej drodze xD. Już dawno nie czytałam książki, która tak świetnie, a za razem dyskretnie opisuje jak powinno się obchodzić z książkami. Dzięki niej nie straciłam do końca wiary w to, że istnieją jeszcze prawdziwe mole książkowe, które tak jak ja zachwycają się ich pięknem. Kochają ich odurzający zapach, dotyk gładkiego papieru między palcami oraz z zadziwiającą dokładnością poznają każde wybrzuszenie na okładce.
"Książki nigdy nie odchodzą, nawet wtedy, gdy się je źle traktuje"
Książkę czytało się przyjemnie, ale niestety miałam pewne "zastoje" jak ja to nazywam. Po prostu czasem nie mogłam przeczytać już ani słowa bez strachu, że zaraz umrę z nudów. Na szczęście zdarzało się to sporadycznie, ale fakt, że w ogóle się zdarzało budzi pewne obawy odnośnie tej pozycji. Jeśli szukacie książki podczas czytania której nie będziecie mogli nadążyć za natłokiem wydarzeń to ta raczej nie jest dla was. Mi osobiście bardzo podobało się takie leniwe tępo powieści i szczegółowe opisy, które czasem były zbyt szczegółowe. Potrzebowałam książki przy której wyciszę się po ciężkim dniu w szkole, a przy okazji przygotuję się na bardziej emocjonujące powieści. W ogólnym rozrachunku "Atramentowe serce" wychodzi zdecydowanie na plus, dlatego z chęcią przeczytam kolejne części trylogii, a po ich grubości stwierdzam, że do poznania zakończenia czeka mnie jeszcze bardzo długa droga :)

Moja ocena: 6/10

Ola

3 komentarze:

  1. Ja "Atramentowe Serce" przeczytałam wieki temu... Kiedyś mi się bardzo podobało - teraz nie wiem jak bym podeszła do tej książki. Może warto sobie ją odświeżyć i przy okazji przeczytać całą serię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytałam, ale jakoś nie ciągnie mnie do tej pozycji. Chyba na razie sobie ją odpuszczę. Może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam dawno, dawno temu całą trylogię i mam nadzieję kiedyś do niej wrócić, bo wspominam ją bardzo miło. Jedna z moich ulubionych serii. Chociaż co do Capricorna się zgodzę, że przerażał średnio. To już Basta wydawał się o wiele groźniejszy. : )

    OdpowiedzUsuń

Podobał Ci się post? Chcesz na coś zwrócić uwagę? Napisz o tym w komentarzu! Wiedz, że wszystkie sprawiają mi ogromną radość i w miarę możliwości na każdy staram się odpowiedzieć :) Do dzieła!