niedziela, 6 lipca 2014

(chwilowe) pżegnanie z Obozem Herosów






Tytuł: Ostatni olimpijczyk
Tytuł oryginału: The last olimpian
Autor: Rick Riordan
Ilość stron: 373
Wydawnictwo: Galeria Książki







Dzisiaj pragnę bliżej przyjrzeć się "Ostatniemu olimpijczykowi", czyli ostatniej już książce z serii "Percy Jackson i bogowie olimpijscy". Wcześniej udało mi się zrecenzwać także dwa pierwsze tomy, czyli Złodzieja pioruna oraz Morze potworów. Miałam nawet skryty plan napisania oddzielnych recenzji dla wszystkich pozostałych części, ale później stwierdziłam, że byłoby to po prostu bez sensu, ponieważ każda z nich traktowałaby dokładnie o tym samym. Tak, nieskończona ilość "ochów" i "achów", które musiałabym napisać to chyba jedyne co te recenzje mogłyby zawierać i jestem pewna, że po pewnym czasie czytanie w kółko tego samego naprawdę może się znudzić, a nawet obrzydnąć xD Jednak zrecenzowanie ostatniego, finałowego już tomu to w moim przekonaniu pewnego rodzaju obowiązek i sposób na pożegnanie, zamknięcie, a także podsumowanie całej serii. Inaczej czułabym się jakaś taka niekompletna.

Półbogowie w Obozu Herosów przez cały rok przygotowywali się do wojny i ostatecznego starcia z armią Kronosa, wiedząc, że bez pomocy boskich rodziców mają nikłe szanse na zwycięstwo. Ale tamci mają na głowie masę innych problemów. Zmuszeni do powstrzymania siejącego zniszczenie Tyfona zostawiają Olimp praktycznie bez ochrony. Tę okazję z powodzeniem wykorzystuje Pan Czasu i sprawnie przygotowuje się do natarcia na Nowy Jork. Percy Jackson i reszta herosów muszą działać jak najszybciej, ponieważ z każdą kolejną osobą przechodzącą na stronę wroga, moc Tytanów rośnie. Tymczasem wielkimi krokami zbliżają się szesnaste urodziny syna Posejdona, a co za tym idzie - rozwiązanie pradawnej przepowiedni. Kiedy na ulicach Manhattanu toczy się bitwa w obronie cywilizacji Zachodu, chłopak zaczyna mieć przerażające wrażenie, że walczy... z własnym przeznaczeniem.  

Moja przygoda z tą serią zaczęła się niemalże rok temu, kiedy to pewnego lipcowego popołudnia wybrałam się z ciocią do księgarni, aby wybrać sobie urodzinowy prezent. Pamiętam, że słyszałam wiele dobrego o tej serii, a jako, że mitologia od zawsze bardzo mnie interesowała długo nie zastanawiałam się nad wyborem. Byłam bardzo dumna, że "Złodziej pioruna" zamieszkał na mojej półce, ale sięgnęłam po niego nie bez pewnych wątpliwości i pytań, na które za wszelką cenę chciałam poznać odpowiedź. Najlepiej jeszcze przed przeczytaniem ;) Czy książka na pewno mi się spodoba? Jak autorowi udało się połączyć czasy starożytne z tymi współczesnymi? I czy nie będzie to kolejna głupia młodzieżówka, w której nic się nie dzieje, a głównym wątkiem będzie trójkąt miłosny między bohaterami? - zdawałam się słyszeć w swojej głowie. Teraz z perspektywy czasu wiem, że były to najgłupsze pytania jakie mogły przyjść mi na myśl, bo w świecie wykreowanym przez Ricka Riordana zakochałam się od pierwszych stron.

Chyba największą zaletą tej serii jest właśnie związek z mitologią grecką i światem starożytnym oraz ich połączenie z współczesnością. Rick Riordan udowadnia, że nudne podręczniki, trudne do zapamiętania daty i suche fakty, które nijak mają się do tego co było naprawdę wcale nie muszą być synonimem nauki historii. A zwłaszcza historii starożytnej! Autor z niesamowitą łatwością i dużą dawką humoru przedstawia wszystko co związane mitami, bogami i herosami. Dodatkowo do każdego stara się dodawać od siebie jakąś ciekawostkę, która pozwoli czytelnikom na szybsze zapamiętywanie i łatwiejsze odróżnianie od siebie poszczególnych postaci. Czasem jest to jakaś wyjątkowa cecha charakteru, innym razem szczególny element ubioru, a jeszcze innym jakiś wyjątkowy związek z współczesnością. Zawsze jednak jest to coś zupełnie oryginalnego, co sprawia, że na twarzy czytelnika automatycznie pojawia się uśmiech (Pan mórz w hawajskiej koszuli i z wędkarskim kapeluszu na głowie? Czemu nie?)  Dzięki temu także o wiele łatwiej idzie przyswajanie sobie niektórych faktów, a przysięgam, że naprawdę warto! Kto wie? A nuż kiedyś ta wiedza się Wam przyda? Chociażby podczas niezapowiedzianej kartkówki we wrześniu xD

Ciekawe, intrygujące, ujmujące, zabawne, rozbrajające i po prostu genialnie wykreowane postacie to kolejna mocna strona tej serii. Mimo, że jest ich bardzo wiele i nie jeden autor mógłby się w tym wszystkim z łatwością pogubić, to po sposobie w jakim pan Riordan ich opisuje od razu widać, że miał on plan i rolę dla każdego ze swoich bohaterów i starannie się ich trzyma. Najbardziej bliscy stali się mi oczywiście obozowicze z Obozu Półkrwi i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.  Wszyscy wykreowani są w najdrobniejszych szczegółach i muszę przyznać, że polubiłam praktycznie każdą z występujących w tej serii postaci. Właśnie za tę oryginalność, humor, niesamowity realizm i za to, że do samego końca pozostali sobą. Oczywiście, że na przestrzeni kolejnych tomów ich zachowanie oraz wygląd ulegają widocznym zmianom i nie dało się tego uniknąć, ale wiadomo, że ma na to wpływ raczej ich wiek i wydarzenia, które miały miejsce, a nie dziwne zachcianki autora. Przez wszystkie 5 tomów przyglądałam się ich zmaganiom, kibicowałam im i patrzyłam jak dorastają. Wszystkie wydarzenia przeżywałam razem z nimi, dlatego tym trudniejsze stało się dla mnie pożegnanie niektórych z nich.

Fabuła finałowego tomu kręci się głównie wokół rozwiązania zagadki tajemniczej przepowiedni, a ostatecznym starciem z armią Kronosa. Wszystko dzieje się niesamowicie szybko i w odróżnieniu od poprzednich tomów akcja rozkręca się już po pierwszych kilku stronach, a napięcie nie odpuszcza aż do samego spektakularnego końca. Ta książka wprost przepełniona jest zaskakującymi zwrotami akcji, dynamicznymi senami walk i emocjami tak wielkimi, że w końcu musiały one znaleźć gdzieś ujście. Podczas czytania "Ostatniego olimpijczyka" po raz pierwszy od początku serii naprawdę płakałam. I nie było to tylko symboliczne zeszklenie się oczu - to był autentyczny, mokry i bolesny płacz, który z czasem przerodził się w prawdziwy szloch. A powodów do płaczu miałam naprawdę sporo, bo powiedzieć, że Rick Riordan swoich bohaterów nie oszczędzał to naprawdę jakieś nieporozumienie. Mimo wszystko znalazły się tu także momenty humorystyczne, które bardzo polubiłam już na samym początku, a które w tym tomie pozwoliły odciągnąć myśli od ponurych scenariuszy nieustannie tworzących się w mojej głowie.

Czy w takim razie można uznać, że "Ostatni olimpijczyk" stanowi godne zakończenie jednej z najlepszych serii na rynku? Jak najbardziej. Mimo, że znacznie różnił się od swoich poprzedników i był utrzymany mocniejszym i bardziej melancholijnym klimacie to podobał mi się tak samo jak wszystkie inne, a nawet bardziej. W tej części Rick Riordan udowodnił, że nie można zaszufladkować go tylko jako pisarza ciekawych młodzieżówek. Że w swoich książkach potrafi zawrzeć coś więcej - jakiś dodatkowy przekaz, który skłoni czytelników do przemyśleń i sprawi, że opisane wydarzenia nabiorą głębszego sensu. Naprawdę ciężko czytało mi się tę książkę i tak samo ciężko jest mi ją recenzować. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że wydana została kolejna seria. Teraz zamiast przejmującego smutku, który towarzyszył mi podczas czytania czuję jedynie radość. Że to jeszcze nie koniec, że jeszcze nie czas na ostateczne pożegnanie z bohaterami, których tak pokochałam, że czeka mnie jeszcze mnóstwo wspólnych przygód i.... kolejna przepowiednia. Polecam tę serię każdemu bez wyjątku! Naprawdę warto!

Moja ocena: 8/10



Pozdrawiam Was serdecznie :*
Ola

9 komentarzy:

  1. seria o percym jaksonie jest moją ulubioną:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię serie o herosach pana Rocka i czytałam nawet dwie następne z nowego cyklu, który jest bezpośrednią kontynuacją przygód Percyego i też mi się spodobało, choć nieco mniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mam nadzieję, że mi także "Olimpijscy herosi" przypadną do gustu ;)

      Usuń
  3. Dobrze wiedzieć, że ta seria jest aż tak dobra, bo nawet nie miałam pojęcia, czy warto po nią sięgać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też zawsze mam problem z recenzjami serii. Bo faktycznie często wychodzi tak, że trzeba by o każdej części napisać to samo.
    Książki Riordana są świetne. Pełne humoru, akcji, ciekawych postaci i, jak sama zauważyłaś, genialnego wręcz połączenia mitologii ze współczesnością. Ostatnio czytałam jeden tom innej serii o olimpijskich bogach we współczesnym świecie ("Spętani przez Bogów") i muszę przyznać, że do "Percy'ego" to się nie umywa. :)
    Muszę w końcu sięgnąć po kolejną serię tego autora, 'Olimpijskich herosów". Za mną już "Kroniki rodu Kane", które szczerze Ci polecam - tym razem Riordan wziął się z mitlogię egipską. Chyba nawet z lepszym skutkiem.
    Może i na finale nie płakałam, ale z pewnością mi się podobał, pasował ładnie całościowo do poprzednich tomów, a jednocześnie, tak jak napisałaś, czymś się od nich różnił. I dobrze, finał powinien się wyróżniać.
    Kocham Posejdona w hawajkach. xD Strasznie mnie wkurzyło, że w filmie właśnie bogów nie wykreowali w taki charakterystyczny sposób. ;/
    Pozdrawiam. : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za "Kroniki rodu Kane" też muszę się w końcu zabrać, ale na razie na półce czeka "Zagubiony heros" i aż się prosi żeby go przeczytać ;) "Spętani przez bogów" powiadasz? Coś słyszałam o tej serii. Ponoć typowe paranormal romance, ale nie wiem, nie czytałam, więc nie będę się wypowiadać. Masz rację. Riordan nie ma sobie równych! Również pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Wszyscy chwalą tego pisarza, myślałam już, czy nie zajrzeć do jego książek (mitologię grecką uwielbiam!), ale boję się, że się spóźniłam, że trzeba mi było go czytać, kiedy fascynowałam się Potterem, bo teraz to już przepadło, teraz młodzieżówki mnie tak nie wciągają. Owszem, czytuję je od czasu do czasu, ale bez tego dawnego entuzjazmu (a może po prostu nie trafiam na dobre powieści).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto spróbować ;) Mi szczerze powiedziawszy ten zapał na młodzieżówki powoli mija, ale nadal dość chętnie po nie sięgam. Zwłaszcza jeśli są tak świetne jak właśnie książki Ricka Riordana :)

      Usuń
  6. Ku mojemu zdziwieniu, bardzo podobała mi się ta seria. A "Ostatni olimpijczyk" - mistrzostwo kunsztu Riordana. Wszystko idealnie przygotowane. Opisy, dialogi, bohaterowie, miejsca. Niesamowicie trzyma w napięciu. Nigdy nie spodziewałabym się tego po tego typu serii! Choć muszę przyznać, że nie podobała mi się końcówka serii. Scena o której mówię (nie wyrażę się jasno, żeby nikomu niczego nie spoilerować) była dla mnie nieco przesadzona, co oczywiście nie zmienia faktu, iż warto sięgnąć po "Bogów Olimpijskich" :)
    ~Gaviota

    OdpowiedzUsuń

Podobał Ci się post? Chcesz na coś zwrócić uwagę? Napisz o tym w komentarzu! Wiedz, że wszystkie sprawiają mi ogromną radość i w miarę możliwości na każdy staram się odpowiedzieć :) Do dzieła!