Przyjęło się, że złe książki powinniśmy omijać szerokim łukiem. W końcu, po co tracić na nie czas, skoro możemy poświęcić go na coś o wiele bardziej wartościowego? Ja jednak już jakiś czas temu odkryłam, że złe książki nie są po prostu złe, tylko dzielą się na dwie kategorie: tak złe, że nie da się ich czytać oraz tak złe, że aż śmieszne. Wbrew pozorom pozycji pasujących do pierwszej grupy można znaleźć jak na lekasrtwo, za to tych tzw. guilty pleasure... od groma. Przykleiły się one do księgarskich półek i nie chcą dać się zrzucić. A mnie czytanie ich sprawia ogromną frajdę.
Osiemnastoletnia Tessa żyje w bańce mydlanej stworzonej przez swoją idealną matkę. Dziewczyna jest poukładana, świetnie się uczy, ma kochającego chłopaka i właśnie przygotowuje się do rozpoczęcia pierwszego roku studiów. I wszystko byłoby w porządku gdyby za pośrednictwem swojej nowej współlokatorki nie doszło do jej spotkania z Hardinem - nieziemsko przystojnym, wytatuowanym i wykolczykowanym emo-punko-gothem, na sam widok którego Tessa pierwszy raz w życiu ma mokro w majtkach. Nie długo później zaczyna się ich "epicki" romans. A co będzie dalej? Tego już sami możecie się domyślić.
Co może zrobić biedna 12 latka, której nie udało się wykraść z maminej biblioteczki ani jednego tomu trylogii Pani James? Ano sięgnąć po taką Todd i czuć się równie wspaniale czytając jej wypociny. "After" to po prostu czysta zżynka z "50 twarzy Greya". Równie śmieszna, absurdalnie długa i przesiąknięta melodramatyzmem, jednak jakimś cudem podciągnięta pod literaturę dla młodzieży.
Tessa i Hardin to postacie wręcz idealnie obrazujące to, jakie trendy panują obecnie w literaturze (nie tylko erotycznej). Ona - szara myszka, przebywająca pod ciągłym wpływem despotycznej matki i nie doświadczona przez życie pod żadnym względem, spotyka jego - swojego księcia z bajki, wydziaranego chłopca z problemami, chcącego za wszelką cenę odseparować się od swojej idealnej rodziny. On, przez 3/4 powieści jest chamskim, agresywnym gburem, który na niej postanawia wyładowywać swoją frustrację, co chwila nią pomiatając i stosując groźby karalne. Ona, ślepo zapatrzona w niego, bez wahania zapewnia, że wybacza, że kocha, że pomoże mu się zmienić. I tak to leci... przez prawie 700 stron.
Nawet jeśli w pewnym momencie za bardzo zagalopujecie się w wymyślaniu sposobów na zamordowanie wszystkich postaci i stracicie wątek, to schemat pozostaje ten sam: Spotkanie - kłótnia - rozstanie - seks na zgodę, ewentualnie dla urozmaicenia między spotkaniem, a kolejną kłótnią możemy dodać jeszcze jedną scenę łóżkową. W sumie, czemu nie? W końcu statystycznie jedno zbliżenie na rozdział (których nota bene jest ponad 90) nie wystarczą, aby zaspokoić spragnione ognistego romansu czytelniczki.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się ostrzegać kogoś przed czytaniem czegoś z uwagi na zawarte w niej spoilery innych książek. W końcu oryginalność, wyobraźnia i te sprawy. Tutaj jednak już po kilku pierwszych zdaniach opisu, w głowach może zapalić się lampka, ostrzegająca z jaką dokładnie książką mamy do czynienia. Przecież płomienna miłość i równie płomienny seks już po kilku dniach znajomości, wcale nie kojarzą się ostatnimi czasy z połową powieści erotycznych. Problem w tym, że "After. Płomień pod moją skórą" jest właśnie taką powieścią. Pełną kłótni i afer między bohaterami, dramatycznych rozstań, romantycznych powrotów, bójek i seksu w najróżniejszych kombinacjach, a także absurdalnych sytuacji, z których kompletnie nic nie wynika.
Czytając tę książkę, spokojnie możecie odpuścić sobie racjonalne myślenie i po prostu dać ponieść się fali gniewu zalewającej Was z każdą kolejną stroną. Powydzierać się na bohaterów, ich zachowanie i brak logicznego wytłumaczenia dla każdej pojedynczej decyzji. Zastanawiać się nad różnicami między pierwszym, drugim, a piętnastym "najlepszym przyjacielem" głównej postaci. Pośmiać się z dawno przewidzianych cliffhangerów, czy sytuacji, które w zamierzeniu autorki miały być dramatyczne.
Pomyślicie, po co to wszystko? Jest przecież mnóstwo o wiele lepszych powieści. Ciężko się z tym nie zgodzić. Mimo wszystko nie uważam "dzieła" Todd za totalne dno, bo przyjemności i rozbawienia jakie odczuwałam podczas czytania nie można mu odmówić. Ba! Dobrze bawiłam się do tego stopnia, że z pewnością sięgnę po kolejne części. Bo dlaczego nie? Taki czytelniczy masochizm od czasu do czasu, sprawia o wiele więcej frajdy niż czytanie wyłącznie dobrych książek. Bo przecież jest tak fajnie, kiedy możesz mieć wszystko w dupie i po prostu poczytać. Zwłaszcza jeśli jest to czytanie dla hejtu. Wiem to ja, wie to Gagat i wie to wiele innych osób. Może też spróbujesz?
Mnie się podobała ta książka i uważam, że scen łóżkowych jest na prawdę niewiele w porównaniu to innych powieści tego gatunku. Co prawda schemat jest prosty, ale uważam że książka jest dobra.
OdpowiedzUsuńWiadomo, są gusta i guściki. Jeśli komuś się "After" podoba, to jak najbardziej rozumiem, bo historia rzeczywiście miała potencjał. Szkoda tylko, że został zmarnowany przez beznadziejną kreację postaci i niekonsekwencję autorki :/
UsuńCzytanie dla hejtu jest jak czytanie dla hejtu - po prostu XD
OdpowiedzUsuńA na książkę nie zamierzam nawet tracić swojego cennego czasu i pieniędzy. Mimo wszystko nie jestem aż taką masochistką :')
hahaha no widzisz, najwidoczniej ja jestem, bo świetnie się bawiłam przy czytaniu tego :D
UsuńNie czytałam,jednak mam taki zamiar.Ale tak jak podkreślasz,raczej sięgnę po nią... dla hejtu ;D
OdpowiedzUsuńJak to mówią, żaden powód żeby sięgnąć po książkę nie jest zły. Nawet jeśli jest to czytanie po to, by skrytykować ;)
UsuńGdy tylko czytałam opinie na temat tej książki, wiedziałam, że lepiej po nią nie sięgać.
OdpowiedzUsuńA to ciekawe, bo ja trafiałam właśnie na same pozytywne recenzje i zrobiłam sobie dzięki nim wielkie nadzieje, a wyszło jak wyszło :/
UsuńJestem tego samego zdania. Nie mam zamiaru tracić czas na taką książkę jak After.
OdpowiedzUsuńhttp://diamentowe-slowa.blogspot.com
Gratulacje, zostałaś nominowana do LBA. Szczegóły u mnie. Zapraszam do zabawy :)
Usuńhttp://diamentowe-slowa.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award.html
Bardzo dziękuję, w najbliższym czasie postaram się odpowiedzieć :)
UsuńTo trochę mnie zawiodłaś, bo czytałam zazwyczaj pozytywne opinie. Zastanowię się.
OdpowiedzUsuńMoże byłam trochę za ostra w swojej opinii, ale prawda jest taka, że po "After" warto sięgnąć tylko jeśli bardzo nam się nudzi, albo tak jak napisałam, mamy ochotę trochę się nad sobą poznęcać :D
UsuńAfter jest straszne, jak tylko książka może być straszna. W sensie bycia złą :). Przeczytałam tylko jeden tom, bo obawiam się, że nie wytrzymam powtórki z rozrywki przez trzy kolejne.
OdpowiedzUsuńBoże, jak czytam te Wasze komentarze, to coraz bardziej przekonuję się o tym jak źle ze mną jest. Jak widać, straszna ze mnie masochistka, bo mam już za sobą dwie części i chociaż nie potrafię stwierdzić, która jest gorsza, to chyba dotrwam do końca tej historii. No chyba, że w między czasie zbraknie mi cierpliwości :D
UsuńSama nie wiem, czy jestem aż taką "masochistką", jak to określiłaś :D w sumie, z jednej strony nie zaszkodzi spróbować, z drugiej z Twojej recenzji jasno wynika, że trzeba być poważnie zdesperowanym, by sięgnąć po tę pozycję. Być może kiedyś, kiedy wyrobię się chociaż z części książkowych zaległości (co nie nastąpi szybko :P) to zdecyduję się na książkę pani Todd, póki co jednak chyba sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńNie warto się spieszyć z niczym, a zwłaszcza z czytaniem książek na ilość. Po moich "książkowych zaległościach" możnaby z powodzeniem sądzić, że nie wyrobię się do końca roku, ale jakoś bardzo się tym nie przejmuję. Kiedyś może najdzie Cię ochota na lekką, dość śmieszną, niezobowiązującą książkę i "After" będzie wtedy jak znalazł :D
Usuń