Wszyscy mówią, że mam rękę do dzieci. Przy okazji rodzinnych spotkań, odkąd tylko mam za sobą wystarczająco wiele wiosen, aby nie trzeba było zajmować się mną - to ja zajmuję się innymi. Zresztą, nikt mnie do tego nie zmusza. Lubię to robić. Lubię bawić się z nimi, rozmawiać i słuchać wymyślonych na poczekaniu historyjek. Dlatego proponuję mały eksperyment. Przez chwilę poczuj się jak ono. Wyobraź sobie...
...czerwone promienie zachodzącego słońca. Rwący nurt strumienia. Naturę budząca się do życia o poranku. Uśmiech bliskiej osoby. Prawdopodobnie widziałeś je już wiele razy. Kiedy jednak ostatni raz ich doświadczyłeś? Choć na chwilę przystanąłeś, obejrzałeś się wokół i pomyślałeś "Hej! Przecież to jest piękne!" Tylko nie oszukuj! Potraktujmy to jako taki mały rachunek sumienia.
Masz chwilę na zastanowienie. 3... 2...1...
Gotowe?
Oczywiście, że nie.
Jestem pewna, że większość z Was do tej pory nie może sobie niczego przypomnieć. Żadnej chwili, która byłaby czysta i nie skażona szkołą, pracą czy myśleniem o przyszłości. Na pewno każde z Was pamięta z lekcji polskiego tematy dotyczące włoskiego renesansu. Wiecie, Da Vinci, Kolumb, Kopernik i kilku innych, a także dwa słowa - carpe diem. Takie proste, a takie piękne. Ludzie w tamtych czasach byli od nich wprost uzależnieni. Kto jednak pamięta o tym teraz? Dzisiaj, w dobie pogoni za pieniędzmi i karierą, chyba nikt.
I można pomyśleć, że to przecież nie nasza wina. To coraz szybciej rozwijająca się technologia, świat, społeczeństwo nas do tego zmusiły. To państwo, politycy, rząd, media. Czy aby na pewno? Czy to państwo nie pozwala Ci w swoim napiętym grafiku znaleźć czasu na podstawowe czynności? Czy to politycy każą Ci zaniedbywać swoją rodzinę i przyjaciół? Czy to rząd i media zakorzeniły w Tobie obojętność i znieczulicę na wszystko co piękne? Czy oni wszyscy każą Ci zapominać o własnym szczęściu?
Kilka dni temu obchodziliśmy Światowy Dzień Dziecka. Z tej okazji warto siąść i na chwilę postawić się na ich miejscu lub po prostu... poobserwować je. Ja robię to nieustannie. Zdumiewające, jak łatwo w ich obecności przychodzi przewartościowanie różnych spraw. Bo dzieci nie pytają o pozwolenie, nie zastanawiają się nad konsekwencjami swoich wyborów, nie analizują wszystkiego po kolei - dopiero my je tego nauczyliśmy. Każde dziecko ma w sobie coś co sprawia, że aż chce się przebywać w jego towarzystwie. Posiedzieć z nim chwilę i tylko czekać aż trochę tej miłości, ufności i zwyczajnej radości z życia udzieli się też nam. I wiecie co? To naprawdę działa!
Ale nie tylko dzieci działają kojąco na poharatane nerwy i brak chęci do życia. Działa zwyczajne wyłączenie się. Uzdrawiającą moc tej metody doceniam za każdym razem, kiedy z rodziną wybieramy się na wieś daleko za miasto. Brak zasięgu, często też prądu, o WiFi można tylko pomarzyć. Wydawałoby się, że dla mnie - osoby totalnie uzależnionej od technologii jest to istne piekło. Efekt jest jednak zupełnie odwrotny. Właśnie w takich chwilach jestem zupełnie spokojna i zrelaksowana. Nie zaśmiecam sobie głowy problemami, które zostawiłam daleko za sobą, po prostu jestem i czerpię z życia pełnymi garściami.
Ludzie zbyt często zapominają o własnym szczęściu. Warto im wtedy o nim przypomnieć i cieszyć się razem z nimi. Może ty też spróbujesz?
Wspaniały post ! Zgadzam się,warto cieszyć się i nie wolno zapominać o szczęściu ! Oby więcej takich wpisów :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję <3
UsuńOstatnio często opiekuję się bratańcem i zobaczyłam jego bezpośredniość :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post!
Wiele moich kuzynek doczekało się już własnych pociech, więc może i nie tak często, ale jak nadarzy się okazja to przeprowadzany jest iście zmasowany atak na moją osobę :) Dziękuję <3
UsuńBo dzieci nie pytają o pozwolenie, nie zastanawiają się nad konsekwencjami swoich wyborów, nie analizują wszystkiego po kolei - dopiero my je tego nauczyliśmy. - słuszne słowa, a jednocześnie tak smutne.
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie możemy cieszyć się cały czas z naszego życia tak jak to robią dzieci!
To my od nich, a nie one od nas powinniśmy się uczyć!
Właśnie w tym tkwi największy problem. Przy okazji nauki podstawowych czynności i oduczania złych zachowań, oduczyliśmy się też spontaniczności i cieszenia się z każdej chwili. Teraz dorośli muszą oswajać się z tym na nowo. A mogliśmy zaoszczędzić tyle czasu!
UsuńTen ostatni akapit znam doskonale - świetny post, prosty w swym przekazie, ale jaki prawdziwy! <3
OdpowiedzUsuńJejku, dziękuję ślicznie <3
UsuńCóż, mam w domu takiego trzyletniego brzdąca, który co prawda jest maksymalnie wkurzający, czasami - jak to młodsze siostry mają w zwyczaju, ale faktycznie, widzieć jej uśmiech, albo to jak zaczyna zaskakiwać nawiązywaniem rozmowy to naprawdę fajna rzecz. :) I choć ja dzieci kompletnie nie lubię, nawet o sobie jako o dziecku nie lubię myśleć za dużo, to zgadzam się, że bylibyśmy szczęśliwsi, ucząc się na ich przykładzie, podejścia do życia. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Mnie własne dziecko właśnie tego nauczyło - patrzenia jego oczami, doceniania tych małych chwil. Wybierania odpoczynku zamiast pracy, kiedy mogę. Życia po prostu.
OdpowiedzUsuńTrafiony, zatopiony. Super tekst ; )
OdpowiedzUsuńIdealny post na pewne przemyślenia . Dzięki Tobie może zatrzymam sie w codziennym biegu i popatrzę na młodszych ode mnie szalejacych na podwórku . Kto wie, może dołaczę do nich ? ;) http://recenzje-z-nibylandii.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń