piątek, 9 maja 2014

Czerwień rubinu - Kerstin Gier






Tytuł: Czerwień rubinu
Tytuł oryginału: Rubinrot
Autor: Kerstin Gier
Ilość stron: 344
Wydawnictwo: Literacki Egmont







Podróże w czasie interesują ludzi od wieków. Każdy z nas chciałby na własne oczy zobaczyć co dokładnie działo się w przeszłości lub móc mieć wgląd w swoją przyszłość, aby ewentualnie dokonać w niej pewnych "poprawek". Szczerze powiedziawszy mnie nigdy do czegoś takiego nie ciągnęło, dlatego książki o tej tematyce także nie plasowały się wysoko na liście moich priorytetów. Po "Trylogię czasu" sięgnęłam tak naprawdę z czystej ciekawości. Wszędzie taka popularna i zbierająca masę pozytywnych opinii w końcu musiała zwrócić na siebie moją uwagę. Zazwyczaj do książek zbyt popularnych i zbyt promowanych w mediach podchodzę ze zwyczajowym już sceptycyzmem, ale teraz mój wewnętrzny alarm jakoś zaszwankował, bo po "Czerwieni rubinu" spodziewałam się czegoś naprawdę wow. A tutaj nie dość, że żadnego wow nie dostałam, to przeciętność tej pozycji  po prostu położyła mnie na łopatki.

"Rubin to początek, lecz i zakończenie"

Gwendolyn jest zwykłą dziewczyną. Chodzi do szkoły, ma swoją najlepszą przyjaciółkę i za bardzo nie obchodzą jej sprawy i tajemnice, jakie ukrywa jej pokręcona rodzina. Do czasu, aż nie zostanie wciągnięta w sam ich środek. Okazuje się, że ktoś z rodziny Gwendolyn ma być posiadaczem genu podróży w czasie, który ujawnia się raz na kilka pokoleń. Wnikliwe i bardzo dokładne obliczenia wskazały, że tą osobą powinna być Charlotta - kuzynka Gwendolyn. Od samego początku rola Gwen w całym tym przedsięwzięciu miała ograniczać się jedynie do odprowadzenia dziewczyny w umówione miejsce, kiedy tamta poczuje, że coś zaczyna się dziać. Nikt jednak nie spodziewał się, że zajdzie tak fatalna w skutkach pomyłka, a nosicielką genu okaże się biedna Gwendolyn, a nie dziewczyna, którą przygotowywano do tego zadania od wielu lat. Jak ona sobie z tym poradzi? I jaką rolę będzie odgrywał w tym wszystkim drugi podróżnik tego pokolenia - przystojny Gideon?

Tak więc główną bohaterkę - Gwendolyn poznajemym, kiedy jest ona w szkole najzwyklejszą uczennicą. Zwykła szara myszka, która nikogo nie obchodzi i zmuszona jest żyć w cieniu pięknej i popularnej kuzynki. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale okazuje się, że to tylko pozory, ponieważ Gwenny posiada niezwykle rzadki gen podróży w czasie. Muszę przyznać, że tak jak z początku tolerowałam naszą słodką główną bohaterkę, a nawet obdarzyłam ją chwilową sympatią, tak z biegiem stron irytowała mnie ona coraz bardziej. Widać, że autorka próbowała wykreować ją na silną i zdeterminowaną dziewczynę, która za wszelką cenę postara się wypełnić swoją misję. No cóż... chyba jej się trochę nie udało, bo zamiast odważnej podróżniczki w książce zastałam głupią i rozmemłaną nastolatkę, która nie wie kompletnie nic o otaczającym ją świecie, ale i tak pcha się wszędzie, tylko nie tam gdzie potrzeba. Także z Gideona - drugiego podróżnika tego pokolenia, autorka nie zdołała zrobić tego, kogo planowała. Ten pan także działał mi na nerwy, czasem nawet bardziej niż nasza słodka Gwenny. Ok, może jest zabójczo przystojny i może szasta ciętymi ripostami jak z rękawa, ale oprócz tego oczekiwałam od niego czegoś więcej. Ogólnie rzecz biorąc mało w tej książce postaci, które naprawdę przypadły mi do gustu. Wszystkim innym brakowało głębi, cech charakteru, ogólnie wszystkiego!

„Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki.”

Wiadomo więc, że postacie nie są mocną stroną pani Gier. A co z fabułą? Tutaj na szczęście jest trochę lepiej. Jest ona dość ciekawa, w żadnym wypadku nie nuży przydługimi opisami, a wręcz przeciwnie - z każdą stroną wciągałam się w tę historię coraz bardziej i bardziej, aż w końcu sama się nie spostrzegłam, kiedy pierwsza część dobiegła końca. Mogłabym przyczepić się jedynie do trochę nieuporządkowanej akcji i zbyt szybkiego tempa wydarzeń. Tak, wszystko działo się zdecydowanie za szybko, a niektóre fragmenty aż prosiły się o ociupinkę dłuższe opisy. Miejscami miałam spore problemy z wyobrażeniem sobie wszystkiego, między innymi ze względu na niewystarczająco plastyczne opisy (lub ich brak) No proszę Was. Nie samymi dialogami człowiek żyje, naprawdę! Jeśli chodzi zaś o wszechobecne tajemnice i zagadki, którymi co jakiś czas raczy nas pani Gier to prawda jest taka, że ich prawie tam nie ma! Nie mam pojęcia czy to ja jestem taka bystra, czy co, ale coś co miało być największą tajemnicą i niespodzianką wyjawioną dopiero pod koniec książki autorka (świadomie lub też nie) zdradziła mi już w prologu. Przez 3/4 książki czekałam na coś zaskakującego, coś co zwali mnie z nóg i skłoni do rozmyślań w stylu "O! O tym nie pomyślałam!". No cóż, nie doczekałam się i na tym froncie także czekało mnie rozczarowanie.

Byłam bardzo ciekawa w jaki sposób autorka przedstawi motyw przewodni tej książki, czyli w tym wypadku rozsławione podróże w czasie. Czytałam uważnie każdą wzmiankę jaka pojawiła się na ten temat w książce i doszłam do takich wniosków, że... aby przenosić się w czasie musisz posiadać specjalny gen. Nie możesz oczywiście zabierać ze sobą pasażerów (którzy tego genu nie posiadają), bo nie skończy się to dla nich dobrze. Na dodatek możliwość podróży ogranicza się do przeskakiwania wyłącznie w przeszłość, tylko na określony czas, nie dalej niż o 500 lat, ani nie bliżej niż do dnia swoich narodzin. Jak dla mnie trochę to ograniczone. Jeśli tak miałyby wyglądać podróże w czasie, to sorry, ale chyba podziękuję. Za dużo zachodu. Kompletnie leży także wątek miłosny w tej powieści. O ile "wątkiem miłosnym" można nazwać nieustanne obrażanie się i przekomarzanie ze sobą dwójki rozwydrzonych nastolatków. Został on poprowadzony naprawdę nieudolnie i po prostu sztucznie. To niemożliwe żeby tak wielka niechęć, zakrawająca nawet o nienawiść w mgnieniu oka mogła przerodzić się w prawdziwe uczucie. Takie rzeczy się po prostu nie dzieją, nawet w książkach!

Czerwień rubinu to książka przeciętna i prawdę powiedziawszy nie mam teraz pojęcia jak ją ocenić. Ciekawa i wciągająca fabuła są jej wielkimi zaletami, ale nieudolnie poprowadzona akcja, kompletnie schrzaniony wątek miłosny oraz płascy bohaterowie przemawiają na jej niekorzyść dość dobitnie. Widać, że autorka ma pomysł, ale nie do końca wie, jak wykrzesać z niego to co najlepsze. Mimo wszystkich moich narzekań sięgnę po kontynuację chociażby po to, aby przekonać się jak dalej rozwinie się cała historia (bo bynajmniej nie z sympatii do bohaterów, co to to nie) a także sprawdzić jak poradziła sobie sama autorka. Ja osobiście potraktowałabym Czerwień rubinu jako swoisty wstęp do całej trylogii. Miejmy nadzieję, że kolejne części okażą się choć trochę lepsze.

„- To było strasznie lekkomyślne i ogromnie... niebezpieczne, i... Przełknął ślinę i wlepił we mnie wzrok. - I, do wszystkich diabłów, dość odważne.”
Moja ocena: 5/10

Ps. Tak zupełnie z innej beczki. Słyszeliście już nową piosenkę do soundtracku GNW? Cudowna <3



Pozdrawiam Was serdecznie :*
Ola

18 komentarzy:

  1. Czytam "Czerwień rubinu", ale nie spodobała mi się do tego stopnia, by sięgnąć po następną część. :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobną opinię jak Ty. Rozczarowalam się.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się książka baaardzo podobała, choć może zmieniły mi się poglądy, bo dawno temu ją czytałam, niemalże na początku bibliofilstwa... ;)
    PS Uwielbiam Eda i po prostu jestem zakochana w tej piosence! ♥

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Po Twojej recenzji, gdybym miała wybierać, wybrałabym piosenkę XD <3
    Szczerze powiem, że miałam ochotę na "Trylogię czasu", ponieważ dużo osób to czyta i większość poleca. Niestety, nie lubię postaci, które za wszelką cenę chcą być odważni lub autorka chce ich tak wykreować, a oni... no cóż, nie mogą podołać temu zadaniu :) Z Twojej opinii wynika, że książka przeciętna, więc chyba sobie odpuszczę.
    Przynajmniej zaoszczędziłaś mi czasu na inne - lepsze - powieści! C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Jest mnóstwo o wiele lepszych książek, chociażby te które wymieniłaś w ostatnim stosiku ;) Jeśli oczekuje się od książki czegoś więcej, to na "Trylogii czasu" naprawdę można się zawieść. Wielka szkoda :(

      Usuń
  5. Ja ją czytałam kilka lat temu i nawet mi się podobała. Choć też troszkę się na niej rozczarowałam.
    Piosenka cudowna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam zamiar kiedyś przeczytać tą książkę, ale w końcu się poddałam . I to już dwa razy tak.
    Może kiedyś się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postacie nie są mocną stroną autorki, choć w dalszych częściach idzie jej lepiej pod tym kątem. Wątek miłosny też nie jest, zdecydowanie. Gwendolyn polubiłam dopiero w kolejnych częściach, a Gideon dopiero na sam koniec zyskał trochę mojej sympatii. I tak go nie lubię :D Ale mimo to naprawdę przyjemnie mi się czytało i wspominam ją bardzo dobrze. Ma w sobie to coś :)

      Usuń
  9. Chcę w przyszłości przeczytać :)

    PS Masz mały błąd w tytule posta, zjadłaś literkę "i" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za spostrzegawczość, już poprawione. Sama pewnie nigdy bym tego nie zauważyła ;)

      Usuń
  10. Hmm..chętnie przeczytam tę książkę :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie zauważyłam, że zdania na temat tej książki są podzielone. Chyba jednak się nie skuszę. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Poluję na nią, poluję i upolować nie mogę ;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam już cała trylogię i całkiem miło wspominam. Seria jest trochę infantylna jednak przypadła mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Książka wypadła świetnie w formie audiobooka dzięki znakomitej Małgorzacie Lewińskiej
    http://audioksiazki.blogspot.com/2014/05/trylogia-czasu-1-czerwien-rubinu.html

    OdpowiedzUsuń

Podobał Ci się post? Chcesz na coś zwrócić uwagę? Napisz o tym w komentarzu! Wiedz, że wszystkie sprawiają mi ogromną radość i w miarę możliwości na każdy staram się odpowiedzieć :) Do dzieła!