niedziela, 16 lutego 2014

Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu - John Flanagan





Tytuł: Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu
Tytuł oryginału: Ranger's Apperentice. The Ruins of Gorlan
Autor: John Flanagan
Ilość stron: 320
Wydawnictwo: Jaguar








Will wychował się w sierocińcu na dworze zamożnego barona. Wszystkie dzieci, w wieku piętnastu lat muszą dokonać wyboru co do zwodu, kóry będą chciały w przyszłości wykonywać. O ile inne dzieci przydzielane są za zwyczaj do szkół, które ukończyli ich rodzice, o tyle historia pochodzenia Willa nie jest do końca znana, ponieważ jako niemowlę został podrzucony pod próg domu barona, a jedyne informacje o nim pochodzą ze znalezionego obok dziecka skrawka papieru. Podobne problemy mają pozostali wychowankowie sierocińca. Jeśli chcą coś w życiu osiągnąć muszą sami na to zapracować. Jeśli nie dostaną się na nauki do żadnego z mistrzów, czeka ich życie na marginesie społecznym. Will nie chce dla siebie takiego życia. Najchętniej poszedłby do szkoły rycerskiej, tak jak jego ojciec, który rzekomo zginął jako bohater w jednej z bitew. Nie pozwala mu na to jednak nikła budowa i brak siły fizycznej. Kiedy wydaje się, że jego los jest przesądzony i czeka go życie zwykłego pańszczyźnianego chłopa nieoczekiwanie zjawia się Halt - królewski zwiadowca i proponuje mu naukę.
"Gdybyś naprawdę pomyślał, to byś nie pytał"
O "Zwiadowcach" było głośno już jakiś czas temu. W wypadku kiedy jakaś książka w mgnieniu oka staje się bestsellerem, a wszyscy dookoła się nią zachwycają mogę zareagować dwojako. Albo jeszcze bardziej będę chciała ją przeczytać (no bo w końcu ludzie nie wystawiają pozytywnych opinii bez powodu, prawda?), albo wręcz przeciwnie, kompletnie mnie to zniechęci. Z serią pana Flanagana miałam podobny problem i w tym wypadku przeważyła ta druga strona. Dlaczego jednak mimo wszystko po nią sięgnęłam? Stało się to po części za sprawą mojej kolerzanki (nie wliczając mnie jedynej czytającej osoby w klasie), której świat stworzony przez Flanagana bardzo przypadł do gustu. Drugim powodem było zaciekawienie profesją głównych bohaterów, która od razu przywodzi mi na myśl postać Robin Hooda - średiowiecznego superbohatera, obrońcy uciśnionych, który okradał bogatych, aby pomagać biednym. Bo kogo w dzieciństwie nie fascynowała jego osoba? Mnie na pewno, dlatego nie mogłam powstrzymać się przed sięgnięciem po serię, która na pierwszy rzut oka ma z nim tak wiele wspólnego.

To bardzo przyjemne, kiedy czytelnik może stopniowo poznawać bohatera i obserwować wszytkie zmiany jakie w nim następują. Właśnie taki zabieg zastoswał w swojej książce John Flanagan. Mimo odgórnego i bardzo wyraźnego podziału na dobrych i złych, każdy z bohaterów ma swój własny charakter, osobowość i w mniejszym lub większym stopniu różni się od reszty. Główny bohater zaskarbił sobie moją sympatię bardzo szybko. Już na samym początku możemy wyczuć wszystkie emocje jakie nim targają. Poznajemy go w końcu kiedy ma stanąć przed wyborem, który przesądzi o całym jego życiu. Jest zagubiony i tak naprawdę nie wie co ze sobą począć. Najchętniej poszedłby do szkoły rycerskiej, ale nie pozwala mu na to jego budowa i brak siły fizycznej. Tak naprawdę przestał już się łudzić, że trafi do jakiejkolwiek szkoły i zaczyna oswajać się z myślą, że czeka go żywot zwykłego pańszczyźnianego chłopa. Wszystkie jego emocje są podane jak na tacy. Chłopak jest przestraszony, niezdecydowany, ale także szczery z samym sobą. Nie pociesza się złudną nadzieją na szczęśliwe wyjście z sytuacji. Pojawienie się Halta jest dla niego jak dar od losu, ale jednocześnie napawa go lękiem i wachaniem. To właśnie szczerość jaka bije od tego chłopca przesądziła o moich uczucach co do niego. W końcu książka nam się nie spodoba, jeśli nie lubimy, a przynajmniej nie tolerujemy głównego bohatera.
"- Nigdy nie oceniaj wartości człowieka po jego pozycji."
Już od samego początku John Flanagan poraził mnie lekkością swojego stylu. Opisuje wszystko bardzo obrazowo, niezbyt szczegółowo, aczkolwiek wystarczająco, aby móc sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Bardzo mi się to spodobało, bo od tej akurat książki oczekiwałam głównie wartkiej akcji i ciekawej fabuły. Muszę przyznać, że ani trochę się nie zawiodłam. Szukałam czegoś co rozerwie mnie na kilka dobrych godzin, ale jednocześnie nie będę musiała poświęcić więcej czasu na poszukiwaniu drugiego dna i własnie to dostałam. Jako książka na chłodne zimowe wieczory "Runy Gorlanu" sprawdziły się wprost idealnie. Autor od początku zaczyna budować wokół swojej powieści otoczkę tajemniczości i przygody sprawiając, że nie można zasnąć dopóki nie dokończy się zaczętego rozdziału. Te z kolei kończyły się zazwyczaj w momentach kulminacyjnych dla rozwoju akcji. W wypadku "Zwiadowców" syndrom "jeszcze jednego rozdziału" objawiał mi się po prostu bez przerwy i usiedzieć nie mogłam w oczekiwania co wydarzy się dalej.

Tło do samej historii, czyli w tym wypadku czas i miejsce akcji także zostały świetnie dobrane. Wierne odwzorowanie świata, w którym toczy się akcja nie zawsze wychodzi, ale akurat w tym wypadku przedstawienie czytelnikowi średniowiecznych realiów wyszło panu Flanaganowi naprawdę dobrze. Zwiadowcy, którzy tak zaintrygowali mnie przed sięgnięciem po tę książkę zostali opiani tak jak to sobie wyobraziłam. Autor najpierw zapoznaje nas z bohaterami, a później bardzo powoli wprowadza nas we wszelkie arkana tego fachu. Nie można było dowiedzieć się wszystkiego na raz, tylko najpierw przyswoić sobie poprzednie informacje, aby dowiedzieć się czegoś nowego. Są sceny walk, a jakże, jest przygoda, ale jest także motyw, który przewija się między stronami od samego początku - prawdziwej przyjaźni. Pan Flanagan udowadnia, że ta więź ma wielką moc i tak naprwdę nic nie osiągniemy w życiu bez ludzi, którzy zechcą nam pomóc lub chociaż wesprzeć na duchu. A kto poradzi sobie z tym lepiej niż prawdziwy przyjaciel od serca?

"Zwiadowcy" to pełna przygód opowieść o odwadze, miłości i poświęceniu. Mówi też o poszukiwaniu własnego "ja" i nie poddawaniu się, nawet wtedy, kiedy wszyscy już zwątpili, a na naszej drodze stają najgorsze przeciwności. Nadaje się dla małych i dużych, starych i mlodych. Po prostu dla każdego, kto od czasu do czasu lubi siąść w fotelu i przenieść się do świata baśni, gdzie wszystko jest możliwe, a dobro zawsze zwycięża nad złem. Ta książka naprawdę wiele mnie nauczyła i z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy serii. Co prawda przeraża mnie trochę ich ilość, bo z tego co wiem jest ich aż 13, ale w porównaniu do np. "Sagi o Ludziach Lodu" liczącej 47 powieści jest to pikuś. hehe będę się tym pocieszać ;)

Moja ocena: 7/10

A żegnam Was piosenką jednego z moich ulubionych zespołów. Mam nadzieję, że się spodoba ;)


Pozdrawiam gorąco ;**
Ola

6 komentarzy:

  1. Książkę mam już na półce od wakacji, ale jakoś nie mogłam się za nią zabrać, a później pożyczyłam ją koleżance, która nie oddaje mi jej już kilka miesięcy. Mnie również przeraża ilość książek, ale damy radę! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, miła, przyjemna książka :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Do "Zwiadowców" nigdy mnie jakoś nie ciągnęło, ale mam szansę na przeczytanie wszystkich części bo wiele osób je posiada :D Więc może jak mnie najdzie taka ochota... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Zwiadowców ;) Na razie dopiero pięć tomów za mną.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. O! Mam zamiar przeczytać. Wszyscy zachwalają! :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest moja ulubiona seria fantasy :) A części jest 12 :)

    OdpowiedzUsuń

Podobał Ci się post? Chcesz na coś zwrócić uwagę? Napisz o tym w komentarzu! Wiedz, że wszystkie sprawiają mi ogromną radość i w miarę możliwości na każdy staram się odpowiedzieć :) Do dzieła!