Tytuł: Ostatnia piosenka
Tytuł oryginału: The last song
Autor: Nicholas Sparks
Ilość stron: 448
Wydawnictwo: Albatros
Na ekranizację tej książki natknęłam się pewnego razu przeszukując internet w poszukiwaniu ciekawego filmu na wakacyjny wieczór. Nie jestem w stanie podać dokładnej daty, ale było to co najmniej 3 lata temu. Bo każdy ma taki film, który mógłby oglądać bez końca i nigdy mu się nie nudzi. Który może włączyć w dowolnej chwili swojego życia i przeżywać wszystko od początku. Którego fabułę zna już na pamięć i nic nie jest w stanie go zaskoczyć, a mimo to nadal do niego wraca. Właśnie takim filmem jest dla mnie "Ostatnia piosenka". Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tej historii. Obejrzałam go już co najmniej pięciokrotnie i za każdym razem od mniej więcej połowy do samego końca nie rozstaję się z chusteczkami. Jestem gorliwą wyznawczynią zasady "Najpierw książka, potem film" i aż wstyd przyznać, że o pierwowzorze mojego ukochanego filmu dowiedziałam się z takim opóźnieniem.
Siedemnasotletnia Ronnie mieszka wraz z mamą i młodszym bratem w Nowym Jorku. Bardzo przeżyła niespodziewany rozwód rodziców, po którym ojciec wyprowadził się z domu i zamieszkał w małym domku przy plaży w swojej rodzinnej miejscowości. Po tym wydarzeniu postanowiła zerwać z nim wszelki kontakt. Nie otwierała listów, nie odbierała telefonów, a nawet porzuciła grę na fortepianie - pasję, którą wraz z ojcem rozwijała od najmłodszych lat. Nic dziwnego, że dziewczyna nie jest zachwycona wizją spędzenia w Karolinie Północnej calutkich wakacji. Już od samego początku pomysł ten skazany jest na porażkę. Co więc może zmienić najgorsze wakacje w życiu w niezapomnianą przygodę?
"Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić"Miałam bardzo wygórowane wymagania odnośnie tej książki, jednak nie podeszłam do niej z dystansem. Jakbym od początku wiedziała, że zawód w tym wypadku nie wchodzi w grę, a powieść Nicholasa Sparksa zachwyci mnie co najmniej w takim stopniu w jakim zrobiła to jej ekranizacja. Historia bohaterów, jak i oni sami są ciekawe i dopracowane w każdym calu. Autor ma bardzo przyjemny styl - lekki, ale bardzo plastyczny, co zaowocowało niesamowitym tempem czytania i łatwym wyobrażeniem sobie wszystkich wydarzeń. Fabuła, mimo że powinnam znać ją na pamięć jest ciekawa i w niejednym miejscu potrafiła mnie zaskoczyć. Do tej pory nie mogę wyjść ze zdziwienia jak bardzo film różni się od swojego pierwowzoru. Tyle wydarzeń zostało pominiętych, a niektóre kompletnie zmienione tak, że w końcu zaczęłam traktować te dzieła jak dwie osobne historie. Nie zmienia to jednak faktu, że i książka i film mają bardzo wysoką pozycję w moim sercu. Słyszałam, że Nicholas Sparks jest mistrzem romansu i po przeczytaniu "Ostatniej piosenki" nie sposób się nie zgodzić. Jego książki można czytać non stop i gwarantuję, że nigdy się Wam nie znudzą.
Na osobny akapit zasługują bohaterowie, z którymi się utożsamiłam i pokochałam ich od samego początku. Główna bohaterka wzbudziła we mnie sympatię swoim realizmem. Nie jest idealna. Nikt przecież nie jest. A roztaczanie wokół siebie aury perfekcyjności, ale także sztuczności jest bezsensowne, bo w rzeczywistości taka osoba jest w środku zupełnie pusta. Ronnie do takich nie należy. Może z początku sprawiać wrażenie zagubionej i do końca nie wie co dalej zrobić ze swoim życiem, ale ja od początku postrzegałam ją jako bardzo inteligentną młodą kobietę, która ma swoje cele i wartości, i z wielkim zaangażowaniem stara się ich trzymać. Jest też bardzo wrażliwa, o czym świadczy jej pasja muzyczna. Mimo, że po odejściu ojca obiecała sobie, że nigdy więcej nie zagra na fortepianie, wraz z ilością czasu spędzonego w jego towarzystwie wewnętrzny mur, który wokół siebie zbudowała zaczyna się kruszyć, aby w końcu całkowicie zniknąć. Na uwagę zasługuje także Will. Szczery i uczciwy chłopak, który pragnie jedynie wyrwać się spod mocnych skrzydeł wymagających rodziców. Dzięki znajomości z Ronnie następują w nim zmiany, które z pewnością sprawiły, że stał się lepszym człowiekiem.
"Jesteś taka jak myślałem. Od pierwszej chwili gdy się poznaliśmy. I nie możesz już bardziej do mnie pasować."Uczucia występujące w tej książce są tak prawdziwe, że niemal namacalne. Przy niej śmiałam się, złościłam, niepokoiłam, wylałam miliony łez, ale przede wszystkim... kochałam. W "Ostatniej piosence" przedstawione są różne rodzaje miłości - miłość dwojga zakochanych, miłość do muzyki, do bliźnich, do przyjaciół, ale także rodziców do swoich dzieci. Każda jest inna, każda wyrażana jest w różny sposób, ale łączy je jedno. Wszystkie wywołują w sercu radosne uniesienie i poczucie, że dopóki są osoby, które nas kochają i które my kochamy jest po co żyć. I nie warto przejmować się codziennymi zmartwieniami. Przecież wystarczy tylko chwila rozmowy lub przyjacielski uścisk, a świat staje się piękniejszy. Dużo mówi się tutaj także o Bogu. O poszukiwaniu swojej drogi do Niego i wracaniu ze ścieżek licznych złych wyborów. Zrozumiałam, że mimo chwil zwątpienia i wielu pomyłek On zawsze obserwuje i czeka z otwartymi ramionami niczym ojciec, który wypatruje swoich dzieci, kiedy zbyt długo nie wracają do domu.
Nad zakończeniem nie mam zamiaru się rozwodzić, bo znowu wywoła to u mnie łzy w oczach. To po prostu mistrzostwo świata! Jest poruszające, wzruszające, a na końcu romantyczne. Sparks to geniusz i kocham go za stworzenie czegoś tak pięknego, że nie potrafię opisać tego słowami. "Ostatnia piosenka" to opowieść o wakacyjnej miłości, która przerodziła się w coś znacznie większego i trwalszego, o wybaczeniu i drugich szansach, o poszukiwaniu własnej drogi, o stracie ale przede wszystkim o miłości. Miłości niezmiennej i nieskończonej. Miłości, która jest wszędzie, trzeba tylko mieć oczy szeroko otwarte, bo może właśnie stać za tobą i klepać Cię po ramieniu z niemą prośbą, abyś się odwrócił.
"Życie, uświadomił sobie, bardzo przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu - potwerdzenie, ale to w środku kryją się wszelkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu."
Moja ocena: 8/10
Ola
Mam w planach już od pewnego czasu, a wciąż jeszcze nieprzeczytana ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czytałam i oglądałam. Obydwie wersje mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest dobra, ale jeszcze czegoś mi w niej brakowało :)
OdpowiedzUsuńCzytałam! :)
OdpowiedzUsuńNa sam koniec po prostu się rozkleiłam ;)
Polecam!
Czytałam dawno, dawno temu, ale bardzo mi się podobała jak zresztą większość książek Sparksa :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam ani nie oglądałam - ale skoro polecasz, to muszę koniecznie się zabrać! Oczywiście w kolejności najpierw książka, potem film ;)
OdpowiedzUsuńhttp://faaantasyworld.blogspot.com/
Świetna recenzja. Film oglądałam i książkę czytałam. Chociaż częściej wracam do filmu i uwielbiam! :)
OdpowiedzUsuńŁadnie tutaj, zostaję tu na dłużej :)
Pozdrawiam, Blogerka Monika z Just Books
Zapraszam w wolnej chwili do mnie na nową recenzję "Motylka" http://justbooks17.blogspot.com/2014/02/motylek-katarzyna-puzynska_28.html
Kurczę, te ostatni dni lutego to jakiś przypływ miłości do Sparksa :) Na wielu blogach pojawiła się w ostatnim czasie recenzja jego książki :)
OdpowiedzUsuńtej nie czytałam, ogladalam film, mi się podobał :)
O tak zgadzam się z każdymi słowami, książka bardzo dobra, płakałam, ale to nie dziwne.
OdpowiedzUsuńTo była moja pierwsza książka autora. Właściwie trafiłam na nią przez przypadek, ale z miejsca się w niej i w Sparksie zakochałam. Bardzo bardzo miło ją wspominam...
OdpowiedzUsuńChociaż z czasem mój entuzjazm troszkę osłabł i doszedł do głosu rozsądek, bo niestety kolejne książki autora są bardzo podobne i nie ma już tego zachwytu, chociaż sentyment do "Ostatniej piosenki" pozostał.
Pozdrawiam!
Zachwyciła mnie nieco mniej niż Ciebie, ale ja z reguły nie przepadam za romansami, więc i tak duży plus, że mi się spodobała. : ) Filmowi nie mogę tylko wybaczyć, że tak bardzo pominął historię ojca Ronnie, bo to był jeden z moich ulubionych wątków w tej książce.
OdpowiedzUsuń