sobota, 11 lipca 2015

Idealne życie to tylko złudzenie (Przypadki Callie i Kaydena)

Nie ma na świecie człowieka szczęśliwego i spełnionego pod każdym względem. Czasem patrząc na innych mogłoby się wydawać, że ich życie jest właśnie takie - spokojne, ułożone, idealne. Idąc ulicą z nieustannie krążącą w myślach listą życiowych niepowodzeń, patrząc na o wiele szczęśliwszych ludzi wokół nas, wyobrażamy sobie, jak by to było żyć w ich skórze. Odseparować się od swoich problemów, posiąść choć namiastkę tego idealnego życia o jakim zawsze marzyliśmy. W rzeczywistości jednak, nie mamy pojęcia czy ktoś, kim chcielibyśmy się stać, nie ma gorzej od nas.


Callie doświadczyła czegoś, przez co wielu ludzi przed nią załamało się psychicznie lub odebrało sobie życie. W niej samej, spowodowało to wiele  nagłych zmian, o których ona nie chciała mówić, a którymi rodzice i znajomi szybko przestali się interesować. Niemal z dnia na dzień, towarzyską i radosną 12-latkę zastąpiła zamknięta i smutna dziewczyna z problemami. Żyje jednak dalej i z trudem odnajduje się w ponurej rzeczywistości.

Rodzina Kaydena uchodzi za wzór ludzi, którym się powodzi. Ojciec z pozycją i pieniędzmi, miła i elegancka matka zajmująca się domem, popularni bracia zdobywający najważniejsze szkolne nagrody i stypendia. Niestety każda, nawet z pozoru idealna rodzina, ma swoje mroczne tajemnice. Tajemnice zamiatane pod dywan i odkrywane dopiero w domowym zaciszu. Tam gdzie uderzeń pasa, krzyku i płaczu nikt już nie usłyszy.

"Przypadki Callie i Kaydena" stojąc na księgarskiej półce, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Ot, kolejna młodzieżówka, kolejna wielka miłość, kolejne przeciwności losu, które bohaterom uda się przezwyciężyć. Przecież takich historyjek było już na pęczki. Trochę wieje nudą - myślałam. Zresztą do wieczornej lektury zasiadałam z zamiarem przeczytania jedynie kilkunastu stron. Tyle, że po chwili te kilkanaście stron zamieniło się w kilkadziesiąt i kilkaset, a nim się spostrzegłam, niecierpliwymi palcami przewracałam ostatnie strony powieści.

Styl autorki to taki typowy przedstawiciel z gatunku tych "neutralnych". Nie ma sensu za wiele się o nim rozpisywać. Ani to wielki gniot, pokroju James czy Todd, ani wielki pisarski kunszt. Jest po prostu na tyle prosty i przyjemny w odbiorze, że z pewnością zadowoli mniej wymagających czytelników i pomoże wciągnąć się w lekturę tym, którzy na co dzień z książkami mają nie wiele do czynienia.

Bardziej godna uwagi jest sama historia opowiedziana z perspektywy dwójki głównych bohaterów. Już od początku książki w powietrzu czuć, że zarówno Callie jak i Kayden nie mówią nam wszystkiego. Ich osobiste problemy, mimo iż w pewnym momencie kolidują ze sobą, tak naprawdę stanowią dwie osobne historie, z którymi każde z nich musi poradzić sobie w samotności. W tym wypadku autorka postawiła na bardzo wyraźny kontrast postaci - silnego na zewnątrz, a słabego w środku Kaydena oraz z pozoru słabą, jednak zaskakująco silną w środku Callie. Oboje spierają się z demonami swojej przeszłości, próbują przystosować się do otaczającego ich świata, uczą się otwierać na innych, na samych siebie.

Na każdej kolejnej stronie czuć było emocje targające bohaterami. Najpierw strach i niepewność, później coraz szybciej rodzące się zaufanie, chwile prawdy, ale i zwątpienia, przyjaźń, miłość. Było tam wszystko, czego było trzeba, aby uczynić tę książkę wyjątkową przez ten jeden wieczór, który z nią spędziłam, jednak trochę za mało, aby stała się tą jedyną w swoim rodzaju. Zabrakło mi dojrzałości i wyczucia, dzięki którym wszystkie szokujące zwroty akcji nabrałyby jakiegoś znaczenia, po części elementu zaskoczenia, ale przede wszystkim zabrakło mi jakiegoś sensownego zakończenia, które uczyniłoby z tej całkiem niezłej historii, spójną i logiczną całość.

Dzieło Jessiki Sorensen jest po prostu zaskakujące. Zdecydowanie nie tego się spodziewałam. A przynajmniej nie tego co ostatecznie dostałam. I jasne, w dużej mierze nadal jest to romans, jednak przedstawiony w na tyle ciekawy sposób, że mnie to przekonuje. Traktuję tę książkę jak taki nieoszlifowany diament. Potencjał jest, wystarczy tylko poprawić parę szczegółów, aby kolejne części "Przypadków..." stały się prawdziwie głębokimi i przejmującymi lekturami.

Ocena: 6/10

10 komentarzy:

  1. A mnie ta książka tak mocno kusi od dnia premiery, że czuje, że w ogóle się nie zawiode na.tej historii. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak kusi, to zdecydowanie trzeba przeczytać! Po co sobie odmawiać? Myślę, że jak ktoś jest fanem gatunku, to na pewno mu się spodoba :)

      Usuń
  2. A mnie ta książka tak mocno kusi od dnia premiery, że czuje, że w ogóle się nie zawiode na.tej historii. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie czytam na ogół takich historii, ale czasem warto chyba sięgnąć po jakąś książkę, która nie jest w naszym kręgu zainteresowań, by miło się zaskoczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie najlepsze było to, że mimo iż New Adult bardzo lubię, to po tej książce nie spodziewałam się zbyt wiele, a,tu takie zaskoczenie :)

      Usuń
  4. Cały czas spotykam się z tą książką w Empiku :D
    I na razie to nasze jedyne spotkania.
    Jeszcze jej do domu nie zaprosiłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że zawsze znajdzie się coś ciekawszego, ale jeśli ktoś szuka przyjemnej wakacyjnej lektury to "Przypadki..." na pewno go nie zawiodą :) Może akurat warto dać szansę tej książce?

      Usuń
  5. Mam w planach tę książkę.Brzmi interesująco ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem w trakcie czytania tej powieści. ;)

    OdpowiedzUsuń

Podobał Ci się post? Chcesz na coś zwrócić uwagę? Napisz o tym w komentarzu! Wiedz, że wszystkie sprawiają mi ogromną radość i w miarę możliwości na każdy staram się odpowiedzieć :) Do dzieła!