środa, 11 grudnia 2013

"W pierścieniu ognia", czyli film, na który warto było czekać :)




Tytuł: Igrzyska śmierci. W pierścieniu ognia
Reżyseria: Francis Lawrence
Data premiery: 22 listopada (Polska) 11 listopada (świat)
Obsada: Katniss Everdeen - Jennifer Lawrence,
Peeta Mellark - Josh Hutcherson, 
Gale Hawthorne - Liam Hemsworth,
Haymitch Abernathy - Woody Harrelson, 
Effie Trinket - Elizabeth Banks
Na ekranizację "W pierścieniu ognia", czyli mojej ukochanej części "Igrzysk śmierci" czekałam z utęsknieniem od ponad pół roku. Moje miasteczko jest małe, jest piękne, jest kochane i nie wyobrażam sobie lepszego miejsca na spędzenie udanego dzieciństwa, ale posiada jedną wielką wadę. Wszystkie co po ważniejsze premiery docierają do niego z "małym" opóźnieniem. Tym sposobem "WPO" zamiast 22 listopada jak to było w prawie całej Polsce u mnie zaczęli grać dopiero 6 grudnia. Kiedy się o tym dowiedziałam najpierw myślałam, że się załamię, ale później stwierdziłam, że skoro czekałam pół roku to kilka tygodni nie zrobi mi różnicy. Z drugiej strony nie mogłam sobie wymarzyć lepszego prezentu na mikołajki :) Kompletnie nie umiem recenzować filmów i raczej wątpię, aby udało mi się to teraz, ale po prostu musiałam podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Co prawda w kinie byłam w niedzielę, ale dopiero teraz jestem w stanie napisać cokolwiek co dałoby się czytać i byłoby w miarę poprawne składniowo i językowo :) Ogólnie rzecz biorąc w tym filmie podobało mi się dosłownie wszystko! Nie ma chyba rzeczy, do której mogłabym się przyczepić, bo wszystko było perfekcyjne i na najwyższym poziomie. 

Kiedy tylko weszłam do kina na pierwszy rzut oka było widać kto ma do czynienia z tą serią po raz pierwszy, a kto przyszedł tylko zobaczyć jak udało się ją zekranizować. Zaliczających się do tej drugiej grupy było zdecydowanie więcej, co dodało mi trochę wiary i nadziei, że czytelnictwo wśród młodzieży jeszcze do końca nie wymarło i da się coś niecoś poprawić :) Co do fabuły to raczej każdy powinien ją kojarzyć, ale dla tych, którzy już w ogóle nic nie ogarniają, czyli między innymi dla takiej jednej, kochanej istotki o imieniu Daria postaram się w skrócie ją opisać :)

Katniss i Peeta wrócili szczęśliwie z Głodowych Igrzysk i zamieszkali wraz ze swoimi rodzinami w wiosce zwycięzców. To jednak jeszcze nie koniec ich wspólnej przygody. Muszą odbyć obowiązkowe Tournee Zwycięzców, a ich głównym zadaniem będzie uspokojenie spragnionych rewolucji dystryktów. Tym czasem zbliżają się 75 Igrzyska, a co za tym idzie obchody Ćwierćwiecza poskromienia, na które prezydent Snow szykuje niespodziankę.

Zacznijmy może od rzeczy najważniejszej, czyli podobieństwa do oryginału. Przecież jest to ekranizacja powieści, chyba musi być wierna książce, na której podstawie powstała? Już niejednokrotnie wspominałam, że WPO należy do moich ulubionych książek, dlatego nie wybaczyłabym twórcom tego filmu, gdyby nastąpiły znaczne zmiany w fabule i przebiegu akcji. W tym wypadku w ogóle się nie zawiodłam i wszystkie najważniejsze wydarzenia zostały ukazane, a tylko kilka tych mniej ważnych zostało pominiętych (chwała im za to!) Co więcej można było dopatrzeć się kilku dialogów żywcem przeniesionych z książki na ekran, co bardzo mi się spodobało i tylko utwierdziło w przekonaniu, że "Igrzyska śmierci" pozostają wraz z "Władcą pierścieni" jednymi z najlepszych i najwierniejszych ekranizacji. Jedynej sceny, której naprawdę mi brakowało to ta na przyjęciu w Kapitolu, kiedy Plutarch daje Katniss zegarek z wygrawerowanym kosogłosem. Uważam, że była jedną z ważniejszych, mających uświadomić nam, że organizatorzy igrzysk stoją po naszej stronie i wskazać Katniss rozwiązanie co do wyglądu areny. Tak naprawdę nie wiem dlaczego jej zabrakło, ale była to tylko minimalna rysa na doskonałym wizerunku całego filmu.

Kolejna sprawa to scenografia i kostiumy. Po prostu brak mi słów! Przedstawienie unikalnego wyglądu i klimatu każdego z dystryktów podczas Tournee Zwycięzców nie było łatwym zadaniem i jestem pełna podziwu dla każdego kto nad tym pracował. Stroje aktorów były po prostu idealne, a miejsca akcji to istne mistrzostwo świata! Nawet wnętrze domu Katniss w Wiosce Zwycięzców wyglądało dokładnie tak jak to sobie wyobrażałam. Nie mam zielonego pojęcia, jak scenarzyści to zrobili, ale oglądając film czułam się jakby wcześniej szperali w mojej głowie i wyciągnęli z niej wszystkie informacje dotyczące miejsc i postaci, a później przenieśli je na ekran. Już nawet nie będę wspominała z jakim zachwytem wpatrywałam się w suknię ślubną głównej bohaterki, która potem zamieniła się w czarną kreację kosogłosa. Siedziałam i nie byłam w stanie zamknąć ust.

Zdecydowanie trafiony był także dobór aktorów. Oprócz tych znanych pojawiło się kilka nowych postaci m.in. zwycięzcy Igrzysk z poprzednich lat. Nie mogło przecież zabraknąć mojego ukochanego Finnicka, którego ubóstwiałam już w czasie mojej przygody z książką, ale po obejrzeniu filmu pokochałam jego szarmanckość i trochę arogancji ze zdwojoną siłą. Miłym zaskoczeniem było dla mnie przedstawienie Johanny Mason. Tak jak w książce nie za bardzo ją tolerowałam, tak w filmie sceny z jej udziałem niezmiennie wywoływały na mojej twarzy zachwyt przemieszany z nutą rozbawienia. Po prostu uwielbiam tę kobietę! Postaci znane nam z poprzednich części nabrały nowego charakteru od kiedy aktorzy nauczyli się z nimi obchodzić. Tym sposobem na miejsce nudnego i rozmemłanego Peety wskoczył odważny i waleczny młody mężczyzna, który nie cofnie się przed niczym, aby uratować życie swojej ukochanej. W ogóle trudna relacja Katniss i Peety została niesamowicie przedstawiona i chyba sama nie zrobiłabym tego lepiej. Nigdy nie byłam raczej wielką fanką Gale'a i cieszę się, że mimo, że zostało mu poświęcone trochę więcej czasu ekranowego niż w pierwszej części to nadal pozostał postacią drugoplanową. Oczywiście na osobne akapity zasługują także inne postacie np. sama Katniss, czy Haymitch i Effie, ale doskonała gra aktorska ludzi, którzy się w nich wcielili jest tak oczywista, że nie ma sensu pisać coś więcej, bo gdybym to zrobiła rozpisałabym się tak, że nikt nie chciałby tego czytać.

Jest oczywiście o wiele więcej zalet tego filmu. Między innymi strona emocjonalna, czyli przedstawienie uczuć i doznań bohaterów, po prostu genialne efekty specjalne oraz o wiele lepsze niż w pierwszej części rozplanowanie wydarzeń. Na uwagę zasługuje także ścieżka dźwiękowa. Uff... trochę się rozpisałam i chyba mogłabym tak jeszcze bardzo długo, ale czas mi na to nie pozwala. Po prostu ten film jest zbyt perfekcyjnie doskonały, aby móc go tak sobie zrecenzować. Dziękuję z całego serca wszystkim, którzy tworzyli "W pierścieniu ognia", że aż tak mnie uszczęśliwili. Ekranizacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania i jeśli reżyserowi, aktorom i całej reszcie uda się utrzymać ten poziom to aż strach się bać jak będzie wyglądała ekranizacja "Kosogłosa". Chyba dojdzie do tego, że w kinie zejdę na zawał z zachwytu :) Jeśli jeszcze nie oglądaliście nowej odsłony "Igrzysk śmierci" to........ Co wy tu jeszcze robicie? Marsz do kina i OGLĄDAĆ !!!  A jeśli już u Was nie grają to włączcie sobie online, albo cokolwiek. Naprawdę nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale macie ten film obejrzeć i to w trybie now!

Moja ocena: 9/10

Pozdrawiam Was cieplutko (choć może i za oknem aż tak ciepło nie jest xD)
Ola

6 komentarzy:

  1. W 1000% podzielam Twój zachwyt nad tą ekranizacją, choć muszę przyznać, że ja nieco inaczej odbierałam ten film, bo "Igrzysk śmierci" nie widziałam, więc wszystko - aktorów, arenę etc.- chłonęłam podwójnie. Naprawdę byłam (i nadal jestem) WPO wprost urzeczona i cieszę się, że moja ulubiona część trylogii zasłużyła sobie na tak fenomenalną ekranizację
    Pozdrawiam :)
    izkalysa

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety nie mogłam powstrzymać się i moją opinię na temat filmu napisałam praktycznie zaraz po powrocie z kina, więc jest naprawdę mało składna ;) W każdym razie gdybym trochę poczekała, to napisałabym prawdopodobnie to samo co ty bo zgadzam się z tobą w 100% :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbierałam się do oglądania pierwszej części chyba z... pół roku temu?
    Wyłączyłam się w połowie ;/
    Biorąc pod uwagę dobre opinię, muszę serio nadrobić swe zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do tej pory słyszałam tylko jedną negatywną opinię o tym filmie a reszta pochlebna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się w 100% z opinią. Pierwszy raz muszę stwierdzić, że książka okazała się taka sobie, a film na jej podstawie - cudowny. Hmmm, właściwie to ekranizacja według mnie w pewnym sensie podniosła poziom ksiażki, bo spodobało mi się w niej właściwie wszystko, a w książce tylko parę rzeczy. ;)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie do końca się zgodzę, że erkanizacja musi być maksymalnie wierna książce, ale w tym przypadku faktycznie pełna zgodność z oryginałem wychodzi jej na dobre. Właściwie nie wiem co napisać, bo wszystko wymieniłaś. I cudowną suknię Katniss, i moich ulubieńców: Finnicka i Haymitcha, i Johannę (sceny w windzie - boskie :D). Wiesz, że zupełnie zapomniałam o scenie z zegarkiem? Naprawdę, słowo daję! Dzięki za przypomnienie. : )
    Nie podobała mi się chyba tylko scena, gdy wyciągają Katniss z areny, Z całym szacunkiem dla Jennifer Lawrence, która zagrała świetnie, ale ta scena wypada sztucznie z zbyt groteskowo.
    Poza tym, choć film od książki lepszy na pewno nie jest, wszystko wyszło bardzo dobrze. Zdecydowanie lepiej niż w części pierwszej.

    OdpowiedzUsuń

Podobał Ci się post? Chcesz na coś zwrócić uwagę? Napisz o tym w komentarzu! Wiedz, że wszystkie sprawiają mi ogromną radość i w miarę możliwości na każdy staram się odpowiedzieć :) Do dzieła!